Pan Jezus, peonie i Janina W.

Janka to kobieta bardzo zajęta. Dziś od rana odebrała już kilka szalenie ważnych telefonów. Wyszykowała dziecko do przedszkola i męża do pracy. No dobra, zrobiła mu tylko kanapkę. Zdążyła jeszcze wpaść na pocztę, odebrać zaległe awiza. Nie ominęła namolnej sąsiadki, która zawsze ma sporo do opowiedzenia. Zanim wsiadła do auta załatwiła jeszcze aptekę i kupiła peonie. W drodze do pracy doświadczyła błogiego spokoju. Była tylko ona i Chopin. Palce wesoło wystukiwały na kierownicy Barcarolle fis- dur. Uśmiechnęła się na widok niedomalowanego paznokcia i głęboko zamyśliła nad wczorajszym dniem. Przecież tak bardzo się go bała. Od tygodni wiedziała, że w końcu będzie musiała się z tym zmierzyć. Dlaczego była tak przerażona? Dlaczego nie mogła spać i godzinami rozważała wszystkie opcje? Wszystkie niedobre opcje. A wystarczyło zaufać. O nie, nie sobie. Teraz w aucie jadąc w środowy poranek do pracy, wydawało się jej śmieszne, że strach może być tak paraliżujący. Janina płonęła z wdzięczności. Gdyby nie była taka uparta, obyłoby się bez tych nieprzespanych nocy i ciągłych wyrzutów, i pretensji. Bo dlaczego nie może być tak jak ona tego chce?! I w końcu poszła po rozum do głowy. Chyba było to w niedzielę. Tak to była niedziela. Ledwo zdążyła na Msze świętą. Nie pamiętała ani Ewangelii, ani kazania. Po Eucharystii było wystawienie Najświętszego Sakramentu. Janina poczuła tylko ścisk w gardle i znowu ten przeraźliwy strach o zbliżającej się wizycie u lekarza. Szum w głowie i rozmydlony świat. Nawet nie pamiętała w tym momencie, czego tak naprawdę tak strasznie się boi. Spojrzała na Monstrancję. Tyle razy na Nią patrzyła. Tej niedzieli było jednak inaczej. Od rana już w lewym oku czekała duża łza. Wreszcie się uwolniła. Popłynęła cicho w kącik ust. Nareszcie uparta Janina wykrztusiła z siebie:

 

Boże Ty się tym zajmij. Ja nie dam rady.

Błagam Cię weź to i niech będzie tak jak Ty chcesz.

A jeśli będzie to dla mnie trudne to pomóż mi to przyjąć, żebym już nigdy się na Ciebie nie obraziła. Jezu proszę, Ty się tym zajmij!

 

Nabożeństwo się skończyło. Mała Tereska pociągnęła mamę za rękaw, mąż delikatnie musnął ją po ramieniu: Janka wychodzimy, ksiądz chce zamykać…

To był zwykły akt strzelisty Janiny W.

Jej poniedziałek, wtorek i środa były naprawdę spokojne. Bo On naprawdę się tym zajął. Bo Janina naprawdę odpuściła. I jest dzisiejsza środa. Janka jedzie do pracy, tak, jak co dzień. Uśmiech nie opuszcza jej lekko czerwonych ust. Jej szary opel trochę dziś rano marudził, ale i tak odpalił. Ten spokój, że wszystko będzie dobrze. Ostatnie skrzyżowanie przed firmą, zielone, pierwszy bieg i przyśpieszenie. Nagle z prawej strony prosto na nią wjeżdża rozpędzony samochód. Świst, pisk hamulców. Jakoś wyhamowała. Dobrze, że ci za nią też zdążyli. Trochę oszołomiona rozejrzała się dookoła. Po całym aucie rozsypały się peonie. Ich zapach skomponował się z jakby ciszej grającym fortepianem z samochodowego odtwarzacza. Ktoś podbiegł otworzył drzwi. Nic się pani nie stało? Ale pani wyjechał!!!

 

Janinie nic się nie stało. Choć to były przysłowiowe ułamki sekund. Może była jeszcze za mało wdzięczna i ufna? Może potrzebowała jeszcze dowodów na to, że Bóg czuwa nad jej życiem. Jutro ze swoją rodziną pobiegnie na procesję Bożego Ciała. Och jak całym sercem będzie chciała dać świadectwo, że to żywy i prawdziwy Bóg, który nas kocha wychodzi na ulice.

 

Bądź mądry. Bądź jak Janina W.

Zawierzaj. Ufaj. Dziękuj. Daj świadectwo!

 

Posłuchaj:

 

 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu