o d d a j m y    g o ! ! !

I ja również wyszłam na tak zwane miasto, w poszukiwaniu ostatniego prezentu. W konkretnym celu, do konkretnego sklepu. Z małą ilością pieniędzy, by nic mnie już nie kusiło. Żadne świąteczne promocje ani najatrakcyjniejsze oferty. W takiej oto wolności łaziłam sobie po galerii handlowej.

Patrzyłam tak, na te tłumy zabiegane, co to naprawdę miały problem w wyborze. I tak przemykałam między półkami jak zwykle pogrążona w myślach niecodziennych. I ot między poradnikami: jak żyć, a wysypem dzieł ostatniej polskiej noblistki, poczułam jakiś dziwaczny skurcz. Niepokój. Tak jakbym coś zgubiła. Rozglądam się dookoła. A ludzie też jakby zagubieni. Sprawdzam torebkę. Wygląda, że wszystko jest. Tylko tik-taki mi się rozlazły po dnie torebki. Fuj. Odruchowo sprawdzam skronie. Tętno przyspieszone jak bym zobaczyła przynajmniej Milika na żywo! Uporczywy ucisk, czy to gardła, czy to żołądka, wcale nie minął.

Skąd to zdenerwowanie?

Co się zgubiło???

I choć już niemalże święta. Już prawie Mikołaj puka do drzwi, już gwiazdka startuje do blasku, już pierogi ulepione, to jeszcze o tym napiszę. Jeszcze pomęczę.

Bo iście zgubiliśmy Adwent!

Adwent został przez człowieka zgubiony.

Bo nagle przypomniało mi się dzieciństwo i te wszystkie pobożne praktyki adwentowe. Czasem znudzone, czasem niezrozumiałe. Ale serce pamięta.

Bo Adwent był na fioletowo. Czyli, po pierwsze: nie słuchaliśmy głośno muzyki. Bo Adwent.

Nawet do głowy nie przyszło, żeby iść w Adwencie na imprezę. Po drugie: postanowienie. Wyrzeczenie słodyczy, lub telewizji. Bo Adwent.

Roraty i rekolekcje to wiadomo, bez dyskusji. Bo Adwent.

To był nie tylko czas przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, ale kolejny okres w roku, tak jak Wielki Post, który był owszem radosnym oczekiwaniem, ale przede wszystkim to okres liturgiczny, który musi być „wprowadzony” w życie codzienne.

A dziś, coś jakby mało zostało Adwentu w Adwencie.

Oddajcie Adwent!

Odnajdźmy Adwent!

Na zastanowienie się nad Adwentem jeszcze za późno nie jest.

Och jak wcale nie czekam na magię Świąt! I nie, dlatego, że jak nie ma śniegu, to nie ma magii, (ale mi się ckni za śniegiem!). Boże Narodzenie nie jest magiczne, a atmosfera jest różna, bo i my różni jesteśmy, i poróżnieni czasem też. Boże Narodzenie to wielka tajemnica. To ogromny cud, w którym BÓG stał się CZŁOWIEKIEM!

Puff. Dużo dziś wykrzykników. Ale, żem stęskniona za Figowcem, to nie wytrzymałam i pisze do Was szybko na kolanie. Dzielę się myślą. Bo żadne kolorowe światełka nie „zrobią” nas na Święta, tak jak właśnie pobożne praktyki. Bo serce pamięta.

I nadszedł czas na życzenia…

Życzę powrotów i pięknych spojrzeń w oczy.

Życzę uśmiechów i tych dobrych wypieków na policzkach.

Miłości, bo bez Niej żyć, to szaleństwo.

I trochę więcej czasu, żeby porozmyślać o tym, co świętujemy.

życzy

Wasza (nie)regularnie powracająca

środowa

Emilia!

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu