Odcinek 17, Odcinek 18

Odcinek 17

Może życia i dobrego stary Acan nie miał. Może i smutnie żył w samotności, ale gdzie on ars moriendi się uczył? Gdzie sztukę umierania tak zręcznie opanował? Któż to widział, aby tyle tragedii było w jednej śmierci starego człowieka. Istotnie udało mu się aby ostatnie tchnienie było zwieńczeniem i podsumowaniem żywota. Rzeczywiście jak żył, tak umarł. W całej okolicy od Sierakowa do Nagoszewki i hen jeszcze za Wisłą mówiono o dramacie umierającego. Historie tworzono nie z tej ziemi. A to chory miał się nawrócić i ojca Michała prosić aby na święte łono Kościoła rzymskiego go przywrócić. A to miał trzy godziny spowiadać się i za grzechy ojców żałować. A to same diabły miały przyjść po dusze nieszczęśnika. Mówiono i gadano głupoty. Milczał tylko ksiądz Michał i w Sierakowie też jakoś cicho i markotno było. Czas pogrzebu Acana się zbliżał, ponoć jakaś daleka ciotka ulitowała się i przyjechała pochówkiem się zająć.

Castum doloris, czyli święty przybytek na którym to trumnę kwieciem przybraną postawiono, prezentował się dumnie. Widać było, że umarł nie byle jaki chłystek ale szlachcic, rodu ważnego. Nad ciałem ustawiono czarny baldachim ze złotymi zdobieniami, świec nastawiono chyba z pięć tuzinów. Nie bardzo tylko wiedziano czy stawiać świętych wizerunki jak to było w zwyczaju. W ogóle wszyscy dziwili się, że ojciec Michał postanowił przyjechać i pochować zmarłego. Mszy niby nie odprawiono, tylko obrzędy ostatnie w kaplicy Chciejkowej. Ludzie tłumnie zebrali się na ostatniej drodze Konstantego. Bynajmniej nie z żalu, czy z życzliwości chrześcijańskiej, a z ciekawości. Bo wiadomo było, że testament musiał Acan spisać, a Nagoszewka teraz jakby niczyja. Prawnie Acanów ród wymarł. Liczono jednak, że w ostatniej woli zmarłego będzie o jakimś chociaż nieślubnym dziedzicu lub dalekim krewniaku. Niepodobna, żeby taki majątek pozostał niczyj. Toteż zebrało się nagle wokół zmarłego przyjaciół i ziomków, którzy to wychwalali pod niebiosa zmarłego. W ciszy tylko i jakimś dziwnym napięciu na pogrzeb przybył pan Stanisław Sierakowski i Ignacy Daniłowicz. Antoni w majątku został z matką, która na Boga przysięgając nie chciała przyjechać.

Po Acanie nikt nie płakał, może jeden parobek, bo rzeczywiście panem surowym nie był. Wszyscy z niecierpliwością czekali otwarcia testamentu. Wśród tłumu pod płaszczem ukryta siedziała chuda Maryśka. Uroda jej przeminęła bezpowrotnie. Została tylko chuda i siwa, z obłędem w oczach, przeklinała w duchu całą rodzinę Acanów. Myślała może, że na stare lata i jej coś wpadnie z majątku w Nagoszewce. Toć komu innemu się należało, jak nie jej, za wszystkie nieszczęścia jakich doświadczyła?

Ojciec Michał wyszedł na środek małej i zatłoczonej kaplicy. Ledwo go było widać zza dymu gromnic, które powoli już wypalały się, tak jak i cierpliwość zebranych. Szmer wśród dostojnych gości przebiegł gdy zobaczono karty, które duchowny mocno w dłoniach ściskał. Ojciec Michał zaczął:

– Umiłowani, pożegnaliśmy naszego brata Konstantego. Wszyscy tu wiecie, że jego rodzina przed laty mocno zbłądziła i od Kościoła Świętego odwróciwszy się inną wiarę przyjęła. Tu chuda Maryśka nie wytrzymała i płaczem takim wybuchła, że zaraz ją z kaplicy wyprowadzono aby nie urządzała histerii.

– Bóg tak sprawił, że mnie ostatniego zmarły chciał widzieć i mnie testament, i słowo ostatnie zostawił. W tym momencie proszę was bracia i siostry o wielość modlitw za dusze Konstantego, bo miłosierdzie Boże jest nie zbadane i kto wie czy litości mu Bóg nie okaże za te ostatnie czyny.

Ciekawość braci szlachty kończyła się już i tylko z tytułu powagi sytuacji nikt nie krzyknął aby ojciec Michał nie przedłużał teatrum i tak już wielkiego.

– Odczytam zatem ostatnią wolę zmarłego, która w dokumentach poświadczona i pieczęcią rodu Acanów potwierdzona.

Zdawało się, że ojciec Michał złośliwie papier roztwiera prze trzy pacierze. Delikatnie i wolno jakby to kryształ jaki był. Rozwinął. Westchnął, spojrzał na Krzyż Święty w ołtarzu i zaczął czytać:

Ja Konstanty Acan, syn Zbigniewa Acana i Susan Mey wobec Boga Najwyższego i Syna Jego Chrystusa zostawiam swoją ostatnią wolę co do całego majątku Nagoszewka z folwarkiem, dworem i wszystkim czem zarządzał za żywota mego. Wpierw jednak, niech Bóg wybaczy ojcom moim grzechy, których się dopuszczono. Bowiem majątek cały Nagoszewki w posiadanie Acanów wcale nie poprzez uczciwy handel się znalazł! Prawdę tą ojciec mój na łożu śmierci mi wyjawił i zostawił dokumenta. Bowiem podstępem i wstrętnym fortelem od Marcelego Daniłowicza wieś nabył.

Marceli Daniłowicz popadłszy w długi szukał rozwiązania i chciał błędy w zarządzaniu naprawić. Szukał wtedy ekonoma sprawnego co by pomógł mu w naprawianiu stanu złego. Wtedy do Nagoszewki przybył akurat mój ojciec Zbigniew Acan, syn Acana Franciszka. Ród Acanów szlachectwa we krwi wcale nie miał, a w równie niechrześcijański sposób kupił tytuły i nazwisko. Zbigniew opuścił swój dom rodzinny w Zgorszewicach pod czeską granicą. Majątek był to nie za duży ale dochód był i Zbigniew wziął odkupił swoją część dóbr od brata swego i ruszył po świecie szczęścia szukać. I w Nagoszewce trafił na Daniłowicza, który ufny i naiwny był co do intencji ojca mego. Zbigniew Acan zaufanie i przyjaźń Marcelego zdobył. Jednej nocy zamiast umowę zarządzania do podpisu dał Marcelemu akt jakby Daniłowicz zrzekał się wszelkich praw do Nagoszewki i za drobną sumę oddawał w całkowite posiadanie Acanowi. Jako, że wcześniej spoił niemiłosiernie Marcelego umowę podpisano i pieczęćmi podlano tak aby ważność u Wojewody tylko potem potwierdzić. Tak, więc niech wina ojca mego będzie teraz ujawniona i głośno powiedziana przed ludźmi. Bo nikczemność czynu tego zasługuje na potępienie! Myślicie, czemu Marceli nie odwoływał się, do sądu, do Wojewody nie pojechał zaraz jak tylko podstępu się dopatrzył. Ano nie pojechał, bo wstyd i hańba go okryła, bo Bóg jeden wie, co ojciec mu nagadał, jak tej nocy owej niefortunnej, pijatyckiej nie pamiętał. Toteż przyjął Daniłowicz straszne swoje położenie i z małym uposażeniem wyjechał do miasta. Wszystkie dokumenty i diariusz przez Zbigniewa Acana spisany u ojca Michała znajdują się. I tylko jemu pozwalam wolę moją wykonać. A wolą moją jest aby cała Nagoszewka z wszystkimi dobrami wróciła do Daniłowiczów. A do tego dokładam jeszcze nabyte przeze mnie Chciejki i Maciejki, dwie wsie bogate za zadośćuczynienie krzywd dla tej rodziny. Wiem, że żyje jeszcze syn Marcelego i wnuk może, zatem niech z woli Bożej powrócą do domu rodzinnego. O wybaczenie nie proszę bom za grzechy ojca jako odmieniec całe życie pokutował. Zmówcieże tylko za mnie czasem pacierz, bom nieszczęśnik i bękart sromotny. Amen

Konstanty Acan

Odcinek 18

Poruszenie i gwar nastał jak tylko ojciec Michał testament zakończył czytać. Ruch w kaplicy powstał. Część braci szlachty ręką machnąwszy wyszła. Ci co zostali patrzyli z zaciekawieniem na Ignacego Daniłowicza, który stał jakby ducha bożego zobaczył. Ani drgnęła jego twarz tak mocno poruszony był tym co usłyszał. Pan Sierakowski płakał jak dziecko. Ojciec Michał przystapił głęboko wzruszony do Ignacego i wręczył mu dostojnie testament. Ignacy wtem na kolana upadł i rozszlochał się, bijąc się w piersi, krzyknął: wybaczam, wybaczam panie bracie! Ciotka, która pogrzeb Konstantemu sprawiła podeszła i równie głęboko poruszona oznajmiła, że nic z Nagoszewki nie potrzebuje i, że jako najbliższa krewna testament przyjmuje. Pan Sierakowski podniósł z ziemi Ignacego i podprowadził na konia, choć nie był do końca pewien, czy Stary da radę na koniu jechać. Zanim panowie do Sierakowa wrócili nowiny oznajmić, zatrzymali się w Nagoszewce na wieczerzy. Prosili też ojca Michała aby został i aby razem uradzili co uczynić z tymi wypadkami.

W ten czas w Sierakowie cały dwór ani myślał o pogrzebie jakiegoś tam Acana z Nagoszewki. Nikt bowiem po za panią Anielą nie znał przeszłości Daniłowiczów, a i ona przepuszczać nie mogła co w testamencie było. Toteż dwór cały martwił się znowu o zdrowie panienki Anny, która cudownie niby mowę odzyskawszy znów zaniemogła i z łóżka nie wstawała. Na próżno doktor, pani Katarzyna i wszyscy zainteresowani pytali Antoniego, co powiedziała mu panienka. Zarzekał się, przeklinał, że nie zrozumiał, że nie usłyszał, i że mowy tej dziwnej nie pojął. Chodził tylko teraz markotny i rozmyślał nad sytuacją, która dziwiła go niesłychanie. Do ojca Michała nie było co jechać bo wiadomo, że z Nagoszewki nie wrócił. Do kogo uciec się? Kogo rady posłuchać? Nic, tylko zostało mu na Sokole po łąkach i lasach odpowiedzi szukać. Ot i na jednej z tych pogoni po okolicy spotkał Antoni swoją rusałkę malinową. Na dróżce do Słomianek również na koniu na wycieczkę wybrała się Aurelia. Widok to nie spotykany niewiastę na arabie oglądać. Ale Antoni przestał się już dziwić, bo widział, że to panienka, która zaskakiwać umie przednio. Z konia ślicznie zeskoczywszy ukłonili się i postanowili konie prowadząc spacer sobie urządzić.

– Pan Antoni co myśli o dziwnej chorobie panienki?

– Ja nic nie myślę, tylko litość mnie bierze jak patrzę na niebogę.

– A czy to prawda, że ona zachorowała po nieszczęśliwym wypadku jakim?

– Tak to prawda, ale o wypadku nie mówi się wcale, a i ja nie wiem jak do końca było, bom był wtedy na naukach w Krakowie.

– Matka mi tylko powiedziała, że gdyby młody panicz wtedy posłusznym bardziej był to by na konia nie wsiadł.

– Panienka wybaczy, ale nie wypada mi o tym z panienką rozmawiać.

– Tak rozumiem, ale co z będzie z tą Anną?

– Wyzdrowieje.

– O widzę, że pan z nadzieją w przyszłość patrzy, a jak nie wyzdrowieje?

– Wyzdrowieje! Panienka wybaczy spieszno mi do dworu wracać, a pani też radzę bo na deszcz się zbiera.

Antoni ukłonił się i już go nie było. Nie zdążyła Aurelia nic już powiedzieć, spojrzała gniewnie w bezchmurne niebo i machnęła na służbę jadącą z tyłu aby się zbliżyli i pomogli wsiąść na konia z powrotem. Odjechała w stronę miasteczka wielce niezadowolona. Antoni zaś postanowił do Anny udać się osobiście i zobaczyć czy sam już wariatem stał się, czy rzeczywiście Anna do niego przemówiła?

 


Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu