m  i  a  s  t  o     z  a  c  h  w  y  t  u     i     p  a  p  i  e  s  k  i  e  g  o      u  ś  m  i  e  c  h  u

Dzień 1.

Grzebowilk – Rzym. Lot się opóźnia. To nic. Możemy trochę jeszcze porozmawiać, ochłonąć po tych wszystkich odprawach i wykrywaniu niebezpiecznych substancji. Zdążymy trochę przestać się denerwować. Zwłaszcza, jeśli ktoś leci pierwszy raz. No to lecimy. Już nic nie jest ważne, ani szum w uszach ani wstrząsy. Za oknem taki widok – ktoś pokruszył choinkowe świecidełka i rozsypał między drzewami. Italia wita nas deszczem. Niech pada. Niech spadnie deszcz łask!

 

Dzień 2.

Po kilku godzinach snu jedziemy zetknąć się z Rafaelem Santi i Michałem Aniołem. Muzea Watykańskie mogą zachwycać, może nawet wzruszać. Na pewno to dawka historii sztuki chrześcijańskiej. No i Capella Sistina. Miejsce, w którym kardynałowie zbierają się na konklawe robi wrażenie. Ale dopiero w Bazylice przy grobie św. Piotra, przy grobie św. Jana Pawła II, u stóp największych relikwii chrześcijaństwa, dopiero pod tą najsłynniejsza kopułą świata jesteśmy jakby napełnieni. Złożyliśmy tu swoje serca w najszczerszej modlitwie. Zostawiliśmy tu naszych bliskich, parafie, nasze troski i radości. Watykan zachwyca. I tak zachwyceni placem św. Piotra wracamy do Cattaloti, do nieocenionych sióstr kapucynek, pokrzepić się Eucharystią.

 

Dzień 3.

Buona sera! Zaczynamy od Jutrzni i Mszy św. Dziś święto narodowe Włochów więc świętujemy. Spokojne spacery przez Piazza del Popolo i park, z którego krańca podziwiamy panoramę Wiecznego Miasta. Trochę jak dzieci zachwycamy się tym wszystkim co tu jest zwyczajne a dla nas inne. Drzewa, okiennice, tu pomnik tam kolejna świątynia. Biegnę wręcz do Schodów Hiszpańskich, gdzie według tradycji załatwia się wszelkie sprawy matrymonialne. A tu schody w remoncie! Nawet kwiatów nie ma. Dalej mijamy Diora, Prade i Hermesa. Próbujemy prażonych kasztanów. Nasz grillowany oscypek lepszy. Szybka i pyszna kawa al banco, czyli przy ladzie, przy stoliku – al tavolo zapłacisz więcej. Zanim zdążyłam się zastanowić na jaką kawę mam ochotę, energiczny Italiano patrzy kręci głową i stwierdza krótko: cappuccino. Nie omijając kolejnych fresków i malowideł w świątyniach, idziemy na najlepsze lody gdzie obsługa mówi do nas po polsku i gdzie tłumy wrzucają pieniążki do fontanny Di trevi. Ku mojemu zaskoczeniu, jak się później okazało, wcale nie po to aby zapewnić sobie szczęście w miłości, ale żeby wrócić do Rzymu. No to wrócę i to wiele razy. Wracamy aby ugotować kolację, oczywiście spaghetti alla carbonara. I nadal nie możemy wyjść ze zdumienia funkcjonowania komunikacji miejskiej.  Autobus jeździ od 5.00 do 24.00. Jak przyjedzie to będzie.

 

Dzień 4.

Tak na prawdę to nie ma czasu na pisanie. Może w autobusie jeśli przyjedzie albo w metrze, ale tłum ludzi raczej pozwala tylko na dopilnowanie gdzie mamy wysiąść. Więc dziś krótko. Zaczęliśmy od Matki wszystkich kościołów – Bazyliki św. Jana na Latarnie, w której m.in. są Relikwie w postaci głowy św. Piotra i św. Pawła. Długo by trzeba wykładać powody i reperkusje ważności tej świątyni. Zaraz po wyjściu przeszliśmy modląc się po świętych schodach, które według tradycji są tymi po których szedł Chrystus do Piłata. Gdy myśleliśmy, że już zobaczyliśmy najważniejsze Relikwie wystarczyło, że weszliśmy do Bazyliki Krzyża świętego. A tam w murach chyba pamiętających św. Helenę modliliśmy się przy Krzyżu Św., tabliczce która była przybita do niego, gwoździu z Krzyża i nie wiem czy wszystko zanotowałam. Tu też panowała atmosfera modlitwy i skupienia a nie turystycznego zwiedzania. Pominę obiad w tratorii Luzzia. Lasagne- poezja. Coloseum, Forum Romanum  zostały dokładnie obfotografowane. Następnie, kilkanaście cudownych świątyń, w których freski, mozaiki, obrazy, Relikwie. Nie sposób opisać. Owoce naszej pielgrzymki dostajemy od razu i to o wiele więcej niż moglibyśmy sobie wyobrazić. . .

 

Dzień 5.

Papa Francesco! !!! Wcześnie dziś wstaliśmy. Jedziemy na audiencję generalną, która co środę gromadzi pielgrzymów z całego świata. Wchodząc na plac św. Piotra nie mieliśmy żadnych oczekiwań. A dostaliśmy tyle radości i prezentów od Najwyższego. Trudno o tym pisać. Sektor nie tylko miał miejsca siedzące ale był usytuowany bardzo blisko Bazyliki. To jeszcze nic. Gdy papież Franciszek wyjechał przed audiencją dokładnie trzy razy przejechał obok nas na wyciągnięcie ręki. Nie ważne było nic, bo każdy czuł że papież uśmiechał się do niego i jakby wskazywał: o Ty też tu jesteś, to wspaniale! Oczywiście popłakałam się. I nie tylko ja. Błogosławieństwo dla każdego obejmujące rodziny i bliskich. Dziś tylko przekazuję wam serdeczny uśmiech papieża! Na razie tyle relacji z Rzymu! Ciao!

 

Dziś do obejrzenia uśmiech od papieża:

Włochy 1

Włochy 4

Włochy 3

Włochy 2

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu