m o j a      u k o c h a n a

Nieśpieszny spacer po polnej drodze. Maki i chabry już przekwitły. Upiekły się na słońcu lub zmiótł je deszcz. Jerzyny też już przekwitły. Kwiaty zaraz będą owocami. Zrywam pachnące miodem białe drobne kwiatuszki. Trochę do bukietu, a trochę do odganiania komarów. Przyśpieszam kroku. Gdybym miała lepsze buty to bym pobiegła. Skręcam w las. Droga kiedyś zielona nie kurzy się. Jest wilgotno. Troszkę chłodno jak na lipiec. Idę sobie tak po Polsce. Po mojej, twojej, naszej ukochanej Polsce. Szyszki trzeszczą pod sandałkami. Tak, dawniej były wszystkie wyzbierane. Idę po pięknej ziemi. Spracowanej, umęczonej, nasiąkniętej krwią. Idę po kraju o pięknym kształcie, poranionym, dumnym, trochę butnym, odważnym i honorowym. Idę po mojej, twojej, naszej Polsce. Idę po mojej ukochanej Ojczyźnie.

Nie umiem szyć. A jednak chciałabym zakasać rękawy i pozszywać ten kraj. Pozszywać wszystkie te rany. A igłą wydłubać złość. Wcisnąć miłość naparstkiem. Chciałabym kochać wszystkich ludzi. Bo ludzie są fascynujący i trzeba ich kochać. A wiadomo, że się nie da nawet wszystkich trochę lubić. I jak tu pogodzić miłość zazdrosną, może zbyt namiętną do Ojczyzny z miłością do ludzi.

Upajam się ciszą. Choć myśli ciągle po Niej wędrują. Przebiegają po jej zielonych łąkach, po dziurawych drogach, po błękitnych jeziorach. Od morza do gór. I tak biegną, niespokojne o Nią.

Cisza. Mów do mnie Polsko w tej ciszy lasu, w szumie rzek i błysku zachodów słońca. Mów do mnie moja Ojczyzno. Czy Ci dobrze ze mną? Czy jeszcze jakoś mogę Cię zranić?! Niezgrabny bukiet kwiatków upada na ziemię. Zupełnie niechcący depczę go. I leży taki złamany. Nadal jest bukietem. Można go jeszcze pozbierać, otrzepać. Nawet ucałować. Jak myślisz Polsko, czy jeszcze będziemy Cię kochać? Tak po prostu, jak Ojczyznę. Czy jeszcze kiedyś będziemy wdzięczni? Tak po prostu za wolność, za dom, za Ciebie?

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu