VI Niedziela Wielkanocna

Kocha, lubi, szanuje…

Pamiętam z czasów szkolnych taką wyliczankę. Koleżanki zrywały kwiatki, myślały o „swojej wielkiej miłości” z klasy, a później odrywając płatek po płatku odliczały. Kocha? Lubi? Szanuje? Czasami (u tych bardziej kochliwych 🙂 ) leżała duża kupka usypana z zerwanych kwiatków i połamanych łodyg. Tak… Każdy z nas chce być kochany. Każdy szuka miłości bardziej lub mniej świadomie w różnych etapach życia. Ani Ty, ani ja nie chcielibyśmy nigdy usłyszeć rozrywających serce słów „nie kocham Cię”. Bez względu na to kto miałby je wypowiedzieć – matka, ojciec, ukochana kobieta… Miłość od dawna jest tematem dzieł literatury. Miłość starają się uchwycić i przedstawić malarze, rzeźbiarze, fotografowie. Śpiewa się o niej piosenki. Kręci się o niej filmy. Każdy z nas jej szuka, wielu znajduje wcześniej, inni trochę później. Odnaleziona miłość wydaje się (i pewnie jest) największym skarbem jaki mógł się nam przytrafić. Natomiast ta oszukana, złamana, znieważona – może okazać się największą raną i stratą całego życia.

W dzisiejszym drugim czytaniu (1 J 4, 7-10) znajdziemy najpiękniejszą i najkrótszą definicję miłości w całej literaturze. Napisał ją św. Jan: „Bóg jest miłością”. Miłość, którą jest Bóg objawiła się pośród nas w osobie Jezusa Chrystusa. Syn Boży przyjął ludzkie ciało, żył na ziemi jak każdy z nas, aby nie tylko nauczyć prawdy o bezgranicznie kochającym Bogu Ojcu ale również aby z miłości oddać na krzyżu swoje życie dla naszego zbawienia. Myślę, że to bardzo ważna i zapomniana przez nas, współczesnych ludzi, cecha miłości. Tą cechą jest dawanie siebie oraz z siebie, aż do końca. Pan Jezus nie zamknął swojego serca na nikogo. Do ostatniej chwili (nawet na swoich oprawców) patrzył z miłością. Przez 3 lata swojej publicznej działalności, nigdy nie odesłał napotkanych ludzi „z kwitkiem”. Miłość do Ojca i ludzi była i jest wspólnym mianownikiem wszystkiego co zdziałał, działa i będzie działał Jezus Chrystus Zmartwychwstały w swoim Kościele i wśród ludzi. Za taki ogrom rozdanej miłości, Jezus otrzymał od ludzi batogi, cierniową koronę i twarde drzewo krzyża. To zadziwiający paradoks – ludzie odrzucają miłość swojego Boga…

Po XX wiekach od śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa, cały czas dzielimy się na tych, którzy kochają Go i odpowiadają miłością na Jego miłość oraz na tych, którzy za wszelką cenę starają się zmarginalizować znaczenie i sens Jego ofiary. A mimo to – Bóg nas kocha. To dla nas piękna ale bardzo trudna lekcja. Patrząc na Jezusa mamy nie tylko szukać miłości, mamy też dawać ją innym. Każdemu…. W różnych okolicznościach. Kto wie, może powiemy „kocham” oprawcy, będąc przybitymi do jakiegoś krzyża XXI wieku… Ta trudna lekcja życia nie jest do nieodrobienia. Mamy nauczyciela, który osobiście przeżył to, o czym uczą nas słowa Pisma Świętego.

Zróbmy dziś rachunek sumienia z naszej miłości. Zostawmy wielkie deklaracje i ogromne zobowiązania. Jesteś mężem – pomyśl, kiedy ostatni raz pozmywałeś za nią naczynia? A Ty żono – kiedy ostatni raz pozwoliłaś mu bez zbędnych wyrzutów obejrzeć mecz ulubionej drużyny piłkarskiej. Pomyślcie wspólnie – kiedy ostatni raz poszliście na cichą adorację Najświętszego Sakramentu aby powiedzieć: kocham Cię, Panie Jezu. Małymi krokami i drobnymi gestami, naprawdę można „podbić” cały świat.

Kleryk Mariusz Kowalski

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu