Potrząsam głową i myślę, że tego jeszcze nie było! Młodzież zaś by powiedziała, że tego jeszcze nie grali! Ani nie było, ani nie grali, bo po raz pierwszy w naszej parafii został nakręcony teledysk! Jeszcze zimą rzucono ziarnko pomysłu na projekt „Omłóć mnie Panie”. Pomysł odleżał, trochę obumarł, podsycany co jakiś czas drobnymi promykami wiary w szansę na realizację. Wreszcie przyszedł lipiec, gorące wyczekiwane lato i bum. „Omłóć mnie Panie” dorosło i dojrzało jak dorodne kłosy. Ale po co? Ale dlaczego? I to młócenie, taki stary niemodny zwrot. Aby zrozumieć ideę i cele projektu, wybrałam się w małą podróż w przeszłość. O co chodzi z tym rolnictwem, folklorem, a na dokładkę ewangelizację przez młócenie?

Rolnik- zawód nie zawód

Dziś już prawie żadne dziecko nie biegnie po lekcjach pomóc rodzicom lub dziadkom przy sianokosach. Jesienią ziemniaki po prostu kupuje się w sklepie, a ciuk, sierp czy sąsiek to słowa- zagadki dobre dla szarady. Nie chcę tu zarzucać ignorancji dzisiejszej młodzieży wobec pracy rolników. Struktura małych miejscowości w ciągu ostatnich 10-20 lat po prostu się zmieniła. Przeobrażenia nie ominęły również naszej okolicy. Powoli zanikł jej rolniczy charakter.

Nie ma już tak wielu gospodarstw, na ulicy częściej spotkamy psa na smyczy niż krowę z cielakiem. Pokolenie, które wychowało się jeszcze jak to mówiono „na roli” z rozrzewnieniem wspomina czasy kiedy jedyne utrzymanie dawała Matka Ziemia. Niestety dziś często zapominamy jak ciężką i piękną pracą jest rolnictwo. Nie ma wolnych weekendów, świąt i urlopu. Nie ma nawet chorobowego. Ziemia i zwierzęta nie zaczekają. Gospodarz na łasce lub niełasce kaprysów pogody. Od świtu do zmierzchu z głową pełną trosk o plony i zbiory. Rolnik to jednocześnie ogrodnik, matematyk, a nie rzadko także weterynarz. Tylko kto uprawiał ziemię wie ile trzeba wysiłku i poświęcenia, aby na stole znalazł się chleb, nie mówiąc już o mleku i schabowym. To prawda, że teraz wszystko robią maszyny. I mleko i chleb mamy na wyciągnięcie ręki. U maszyny nigdy jednak nie zobaczymy takiej miłości i szacunku do ziemi. Maszynie nie spojrzymy w oczy pełne łez, gdy zachoruje koń i nie porównamy jej do zmęczonej, spoconej, ale promiennej twarzy rolnika po zakończonych żniwach. Praca chłopa to coś więcej niż zawód wykonywany z pokolenia na pokolenie. To wiedza, mądrość i szacunek, połączone z rzemiosłem i praktyką zdobywaną przez lata ciężkiej, ale wdzięcznej pracy, z której płynie tak ogromna miłość do oddanej nam ziemi.

Praca rolnika była i jest bardzo ciężka. A gdy przeniesiemy się siedemdziesiąt lat wstecz, zobaczymy jak silny musiał być przeciętny mężczyzna, aby ziarno przyniosło plon obfity. Głowa na karku, silne ręce i proste narzędzia to wszystko czym dysponował. I na święta mama wołała Jasia, żeby przyniósł mięso na obiad. Nie z lodówki, ale z beczki, którą tato po świniobiciu umieścił w ziemiance.

Na co komu pasiaste spódnice

Nie, nie mam zamiaru pominąć kobiet. Były tak samo silne i pracowite jak mężczyźni. Jak mówiono: dobrze, że w nocy powiła dziecko to rano będzie mogła wydoić krowy. Kobiety były silne, musiały być silne. Rosół zechciały dzieci na obiad w niedzielę. I pani Marianna łapie kurę, obcina głowę, opala, skubie i patroszy. Obrządek, dzieci, dom. Wieczorem zapaliła lampę i czytała dzieciom Rycerza Niepokalanej, po czym zacerowała dziesiątki starych pończoch. A jakie te kobiety były piękne. Tak, były piękne! Piękno mojej prababci to nie talia osy i śnieżnobiały uśmiech. To rumieniec na twarzy i błysk w oku. I zawsze miłość do Boga, ludzi i ziemi. Idealizuję? Gdy widzę kobietę ubraną w białą, lnianą koszulę, sorc, zapaskę z opadającą na ramionach szalinówką, to nawet na starych fotografiach widzę tysiące kolorów. Len, wełna czy żywe barwy pasiastych spódnic chcą mi opowiedzieć o przywiązaniu do ziemi, o miłości do niej. Taki widok: stary drewniany krzyż, jarzębina, na ławeczce ze starymi książeczkami siedzą wiejskie kobiety w pasiastych spódnicach z czerwonymi koralami na zmęczonej szyi. Czy to nie piękno…?

Warto wracać do korzeni

Po co wracać do odległych, trudnych czasów i ciężkiej pracy. Wspominać znoje i troski pradziadków, jak i teraz życie nie jest sielanką. Bo to są nasze korzenie. Bo tu żyjemy. Nasi przodkowie często ledwo wiążąc koniec z końcem pracowali nie tylko dla zapewnienia bytu. Pracowali, bo kochali ziemię, bo ich ojcowie ją kochali i ich dziadowie ją kochali. Jeszcze kilkanaście lat temu w co drugiej wiejskiej gminie obchodzono dożynki. Dziś nie organizujemy święta plonów, ale pragniemy uczcić i przypomnieć o tym jak pięknie człowiek potrafi współpracować z Matką Ziemią. Projekt „Omłóć mnie Panie” to przypomnienie piękna i trudu pracy rolnika. Niejako uhonorowanie trudów naszych dziadków i ojców. Warto wracać pamięcią do korzeni, do tego co ukształtowało nasze rodziny. Bez zrozumienia przeszłości nie zbudujemy przyszłości.

Proste jak budowa cepa

Wróćmy jeszcze do rzeczywistości sprzed kilkudziesięciu lat. Wiem już, że warto i trzeba promować folklor, ale to młócenie i to cepem? I jak to znajdzie miejsce w muzyce chrześcijańskiej. Krótko mówiąc: co młócenie ma do Pana Boga? Była to jedna z wielu czynności, które gospodarz wykonywał ręcznie. Dla jeszcze niewtajemniczonych młócenie to oddzielanie ziaren od kłosów. Cep – urządzenie rolnicze, zbudowane z dwóch kijów. Jeden krótszy, drugi dłuższy. Bijak i dzierżak połączony rzemieniem lub metalowym przegubem. Równe, porządne uderzenia tak by uzyskać jak najwięcej ziaren, żeby i słoma nadawała się na dach. Harówa -kto młócił w ten sposób ten wie. Cep to żadna konkurencja dla maszyn omłotowych.

Młócąc cepem obserwujemy dokładnie jak ziarno zostaje oddzielone. Jak nic nie zostaje, jak zboże oddaje wszystko co ma, cały swój owoc po bolesnych uderzeniach. Raz, dwa, raz, dwa, jest kłos, nie ma, zostaje słoma. Omłóć mnie Panie? Czyli, że mam Ci wszystko oddać jak zboże oddaje swoje ziarna na chleb…

Historia niejednej miłości

Wracamy już do teraźniejszości. Pojawił się projekt „Omłóć mnie Panie”. Dróżka oprócz źródeł pomysłu przyglądała się realizacji tego przedsięwzięcia. Tekst do głównego utworu owiany jest z lekka tajemnicą. Nikt nie potrafił powiedzieć skąd słowa, kto jest autorem. Myślałam, że Dróżka jest w stanie ustalić takie informacje. W końcu udało się. Autorka tekstu mówi krótko: Usiadłam, poprosiłam Ducha Świętego o pomoc, otworzyłam Pismo Święte, a tam nic a nic o młóceniu. Ale na pomoc przyszła Księga Psalmów i „tekst się napisał”. Nie będziemy na łamach Dróżki zdradzać treści, ale możemy powiedzieć, że wyraża to, czego każdy człowiek w pewnym momencie swojego życia doświadcza.

Film zaś, który stworzony został na potrzebę uwypuklenia utworu muzycznego jest historią niejednej miłości. Mówi o miłości tej największej – Boga do ludzi, o miłości mężczyzny i kobiety, o miłości rodziców do dzieci i
o tej, o której już tak dużo zostało powiedziane, czyli o miłości (pracy) ludzi do ziemi…

Pierwsze zdjęcia do teledysku zostały zrealizowane w lipcu, kolejne pod koniec sierpnia Mnóstwo zaangażowanych osób w napisanie scenariusza, scenografię i kostiumy. Kilkudziesięciu aktorów, koń, motor, kamera i akcja! Zaglądając na plan poczułam unoszącą się sielską atmosferę, przerywaną regularnie uderzeniami cepów w klepisko. W żadnym Hollywood nie mają takich mężczyzn do młócenia! Zaś między jednym a drugim planem zdjęciowym chór dwoił się i troił, aby jak najlepiej wykonać utwór. Słyszeli państwo ostatnio nasilone dźwięki różnych instrumentów. Tak, zespół we dnie i w nocy szlifował każdą nutę. Efektem pracy prawdopodobnie najbardziej oryginalnej ekipy na świecie jest „OMŁÓĆ MNIE PANIE”. Nic dodać, tylko czekać na premierę.

Żeby zaostrzyć apetyt czytelników dodam tylko, że ów teledysk będzie częścią płyty, która ukaże się już niebawem. Pozostaje zatem z niecierpliwością czekać i przygotować serca na omłócenie!

 

 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu