Święta Faustyna Kowalska cz.III

W lipcu 1924 roku Helena Kowalska przyjechała do Warszawy. Gdy wysiadła na Dworcu Głównym, ogarnął ją lęk, gdyż w mieście nie znała nikogo. Poprosiła więc o pomoc Matkę Bożą, która poleciła jej, aby wyjechała poza miasto na bezpieczny nocleg. Dzięki temu Helenka przenocowała u gospodarzy w jednej z podwarszawskich miejscowości. Wczesnym rankiem wróciła do Warszawy i udała się do kościoła św. Jakuba na Mszę św. a po niej, idąc za natchnieniem, udała się do zakrystii, by poradzić się kapłana, jak szukać klasztoru. Kapłanem tym okazał się proboszcz parafii, ks. Jakub Dąbrowski, który polecił Helenkę do pracy w opiece nad dziećmi u swoich znajomych, Aldony i Samuela Lipszyców w Ostrówku. Została przyjęta i  zajmowała się domem i czwórką dzieci. Po krótkim czasie nie była już człowiekiem obcym, lecz stała się jakby członkiem rodziny. Bardzo ją wszyscy lubili i szanowali, bo była pracowita, radosna, umiała zająć się dziećmi, słowem miała wszystkie dane ku temu, by być dobrą żoną i matką. Dlatego pani Lipszycowa myślała o jej zamążpójściu. Jednak Helenka czuła, że ma serce tak wielkie, iż nie zaspokoi go żadna miłość ludzka, tylko sam Bóg. Było to w czasie oktawy Bożego Ciała. Bóg napełnił moją dusze światłem wewnętrznym głębszego poznania Go, jako najwyższego dobra i piękna – opisała Helenka w swoim dzienniczku najważniejsze wydarzenie z pobytu w Ostrówku – poznałam, jak bardzo mnie Bóg miłuje. Przedwieczna miłość Jego ku mnie. Było to w czasie nieszporów, w prostych słowach, które płynęły z serca, złożyłam Bogu ślub wieczystej czystości. Od tej chwili czułam większą zażyłość z Bogiem, Oblubieńcem swoim. Od tej chwili uczyniłam celkę w sercu swoim, gdzie zawsze przestawałam z Jezusem.

Z Ostrówka Helenka dojeżdżała do Warszawy, by szukać miejsca w klasztorze. Ale gdzie zapukała do furty, wszędzie jej odmawiano przyjęcia. Wreszcie stanęła w klasztorze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Przełożona domu warszawskiego, matka Michaela Moraczewska, postanowiła sama porozmawiać z kandydatką. Przez uchylone drzwi do rozmównicy zobaczyła skromną dziewczynę, a widząc jej nieco zaniedbany wygląd, zamierzała ją początkowo odprawić. Jednak, gdy zaczęła z nią rozmawiać, zauważyła, że kandydatka bardzo korzystnie się prezentuje i nabrała ochoty, aby ją przyjąć, ale poleciła Helence, by zapytała Pana domu, czy ją przyjmie. Helenka wiedziała, że ma iść do kaplicy. W czasie modlitwy usłyszała słowa Pana Jezusa: Przyjmuję, jesteś w sercu moim. Gdy wróciła do rozmównicy, oznajmiła te słowa Przełożonej, a ta odpowiedziała: „Jeśli Pan przyjął, to i ja przyjmuję”. Przeszkodą w natychmiastowym wstąpieniu Helenki do klasztoru było jednak ubóstwo, więc Przełożona doradziła, aby pozostała jeszcze na służbie i zapracowała sobie na skromną wyprawkę, a przez ten czas jeszcze bardziej utwierdziła się w powołaniu. Dlatego Helenka jeszcze na rok wróciła do Państwa Lipszyców.

1 sierpnia 1925 roku, w wigilię Matki Boskiej Anielskiej przyszła upragniona chwila, w której Helenka przekroczyła progi zakonnej klauzury. Czułam się niezmiernie szczęśliwa, zapisała w Dzienniczku, zdawało mi się, że wstąpiłam w życie rajskie. Jedna się wyrywała z serca mojego modlitwa dziękczynna.

Ale już po trzech tygodniach spostrzegła, że w tym klasztorze mało jest czasu na modlitwę, więc chciała się przenieść do „zakonu więcej ściślejszego”. Wieczorem, gdy wróciła do celi, zobaczyła umęczoną twarz Jezusa i zapytała: Kto Ci wyrządził taką boleść?Ty mi wyrządzisz taką boleść odpowiedział Jezus jeżeli wystąpisz z tego zgromadzenia. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej i przygotowałem wiele łask dla ciebie. Przeprosiła Pana Jezusa i natychmiast zmieniła powzięte postanowienie. Na drugi dzień w czasie spowiedzi kapłan powiedział, że jest w tym wyraźna wola Boża, aby pozostała w tym Zgromadzeniu. Przyjęła to z ogromną radością i od tej chwili, mając pewność, że taka jest wola Boga, czuła się zadowolona i szczęśliwa.

Pan Jezus przyprowadził Siostrę Faustynę do Zgromadzenia, które zajmowało się wychowaniem dziewcząt i kobiet upadłych, to znaczy potrzebujących głębokiej odnowy moralnej. Bezpośrednio do pracy wychowawczej przydzielone były siostry pierwszego chóru, a pozostałe, należące do drugiego chóru, wykonywały wszystkie prace pomocnicze, aby Zgromadzenie mogło się utrzymać i prowadzić dzieło apostolstwa.

Helenka ze względu na brak wykształcenia została przydzielona do pracy w klasztornej kuchni. Już po kilku tygodniach pobytu w klasztorze została wysłana do podwarszawskiego Skolimowa dla podratowania zdrowia, które zostało nadszarpnięte przez praktykowane w domu i na służbie dość surowe posty, a także przez przeżycia duchowe, związane między innymi z nowym trybem życia w klasztorze. W Skolimowie zapytała Pana Jezusa za kogo powinna się modlić? Odpowiedzią była wizja czyśćca, w której poznała, że największym cierpieniem dusz przebywających w tym miejscu mglistym i napełnionym ogniem jest tęsknota za Bogiem. W głębi duszy usłyszała te słowa: Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej chwili Helenka goręcej modliła się za dusze w czyśćcu cierpiące, by przyjść im z pomocą, a Bóg zezwalał jej na ścisłe obcowanie z nimi.

(Opracowano na podstawie książki s. M. Elżbiety Siepak „Dar Boga dla naszych czasów”)

 

 

 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu