Święta Faustyna Kowalska, cz. XVIII

Zaraz po Świętach wróciła do szpitala, do swojej samotni, jak nazwała separatkę w baraku gruźliczym. Starała się, tak jak w klasztorze, odprawiać wszystkie ćwiczenia zakonne, a nawet rekolekcje. Czyniła postanowienia, prosiła przełożoną o pozwolenie na dodatkowe umartwienia, korzystała z codziennej sakramentalnej posługi kapelana sprawującego Mszę świętą W kaplicy sąsiadującej z barakiem chorych, a w wolnych chwilach pisała Dzienniczek. Jej życie upływało w cichej świadomości Boga, mieszkającego w duszy. On był źródłem jej szczęścia i mocy, On także w wielu objawieniach nawiedzał ją w separatce aby umocnić krzepiącym słowem i dodać odwagi do kroczenia drogą krzyża choroby i spełniania prorockiej misji.

Radością były dla niej wiadomości o poczynaniach ks. Sopoćki w sprawie rozszerzania kultu Miłosierdzia Bożego, o czym donosił jej w listach, a także pierwsza książeczka z modlitwami do Miłosierdzia Bożego, które jej Pan Jezus podał, a które dzięki staraniom wileńskiego kierownika duchowego ukazały się w Krakowie. Gdy pewnego dnia wzięła do ręki tę książeczkę z obrazem Jezusa Miłosiernego, z duszy wyrwały się słowa: Jezu, Miłości Wiekuista, dla Ciebie żyję, dla Ciebie umieram; z Tobą połączyć się pragnę. Wtedy zobaczyła Pana w piękności niepojętej, który spojrzał na mą łaskawie i powiedział: Córko Moja, i Ja z miłości ku Tobie zstąpiłem z nieba, dla ciebie żyłem, dla ciebie umarłem i dla ciebie stworzyłem niebiosa. I przytulił ją Jezus do swego Serca, zapalając jej duszę do cierpień. I w parze z wielkim cierpieniem fizycznym i duchowym szły wielkie łaski, które Siostra Faustyna bardzo ukrywała przed ludźmi, mówiąc o nich tylko spowiednikom. Czasem jednak ktoś był ich świadkiem. Pewnego razu przyjechałam na Prądnik, aby ją odwiedzić wspomina s. Kajetana Bartkowiak – i pukam do drzwi. Zawsze odpowiadała: „Proszę”, a teraz „pukam, pukam i nikt mnie nie prosi. Myślę sobie, że jest w pokoju, bo chora, leży więc otwarłam drzwi i weszłam. Patrzę, a ona nad łóżkiem podniesiona, wpatrzona gdzieś w dal, jakby coś widziała, i całkiem inna, zmieniona. Stanęłam przy szafeczce, na której był ołtarzyk, i taki lęk mnie ogarnął, ale ona za chwilę ocknęła się i mówi: ,,O, przyszła Siostra, dobrze, bardzo proszę”. Powiadomiona o tym przełożona m. Irena Krzyżanowska, zabroniła o tym mówić i tak tajemnica nadzwyczajnego życia duchowego Siostry Faustyny była chroniona. Pierwszy etap leczenia szpitalnego skończył się w marcu 1937 roku. Siostra Faustyna trochę podleczona wróciła do klasztoru w Łagiewnikach. Ale już w kwietniu nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia. W lipcu przełożeni dla jego podratowania wysłali ją do domu Zgromadzenia w uzdrowiskowej Rabce-Zdroju, ale górski, ostry klimat nie służył Siostrze Faustynie, czuła się gorzej i po trzynastu dniach musiała wyjechać, zabrała jednak z sobą zapewnienie św. Józefa, że bardzo jest za tym dziełem Miłosierdzia, które jej poleca Pan. Obiecał jej ogólną pomoc i opiekę, ale zażądał, aby Siostra Faustyna codziennie odmawiała trzy pacierze i raz Pomnij, modlitwę, którą Zgromadzenie odmawiało ku czci św. Józefa. Odtąd Siostra Faustyna wiedziała, że w pełnieniu misji wspiera ją nie tylko Matka Najświętsza, ale także święty Józef. Pomocą również inni święci i aniołowie, których towarzystwa i pomocy niejednokrotnie w sposób namacalny doświadczała. Po powrocie z Rabki Siostra Faustyna ze względu na stan zdrowia objęła lżejszy niż w ogrodzie obowiązek przy furcie klasztornej. Tutaj miała dużo okazji by świadczyć miłosierdzie różnym ludziom, przychodzącym po pomoc. Byli nimi bezrobotni, głodne dzieci, żebracy… W każdym z nich starała się dostrzec samego Jezusa i z miłości do Niego świadczyła dobro wszystkim. Pewnego dnia przyszedł do furty wynędzniały młodzieniec, w strasznie podartym ubraniu, boso i z odkrytą głową, bardzo zmarznięty, bo dzień był dżdżysty i chłodny. Prosił coś gorącego zjeść -zrelacjonowała to wydarzenie Siostra Faustyna – jednak [gdy] poszłam do kuchni nic nie zastałam dla ubogich; jednak po chwili szukania znalazło się trochę zupy którą zagrzałam i wdrobiłam trochę chleba, i podałam ubogiemu, który zjadł. W chwili, gdy odbierałam od niego kubek dał mi poznać że jest Panem nieba i ziemi. Gdym Go “ujrzała, jakim jest, znikł mi z oczu. Kiedy weszłam do mieszkania i zastanawiałam sie [nad] tym, co zaszło przy furcie, usłyszałam te słowa w duszy: ‹‹Córko Moja, doszły uszu Moich błogosławieństwa ubogich, którzy oddalając się od furty błogosławią Mi, i podobało Mi się to miłosierdzie twoje w granicach posłuszeństwa, dlatego zszedłem z tronu, aby skosztować owocu miłosierdzia twego››.

Pierwsze miesiące 1938 roku przyniosły dalsze pogorszenie stanu zdrowia Siostry Faustyny, dlatego przełożeni zdecydowali, by po świętach Wielkanocnych po raz drugi wysłać ją do szpitala na Prądniku. Siostry sercanki, które posługiwały w szpitalu, przygotowały separatkę, ale wieczorem jedna na z nich oznajmiła Siostrze Faustynie, że jutro nie będzie miała Komunii świętej, bo jest bardzo zmęczona. Rano odprawiłam medytacje – zapisała w dzienniczku Siostra Faustyna – i przygotowałam się do Komunii świętej, choć nie miałam mieć Pana Jezusa. Kiedy pragnienie moje i miłość doszła do najwyższego stopnia, wtem ujrzałam przy łóżku Serafina, który mi podał Komunię świętą, wymawiając te słowa:”Pan aniołów”. Kiedy przyjęłam Pana duch zatonął w miłości Bożej i w zdumieniu. Powtórzyło się to przez trzynaście dni, jednak nie miałam pewności, czy jutro mi przyniesie, ale zdając się na Boga, ufam Bożej dobroci.

Jeszcze prawie do końca czerwca robiła notatki w Dzienniczku. Zapisywała słowa Jezusa, modlitwy, rozważania i ważniejsze wydarzenia, a do nich trzeba zaliczyć ostatnie w życiu Siostry Faustyny trzydniowe rekolekcje, które dawał jej sam Jezus przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Każdego dnia podawał jej tematy do rozmyślania, punkty do medytacji i głosił konferencje:  o walce duchowej, o ofierze i modlitwie oraz o miłosierdziu. Siostra Faustyna miała rozmyślać nad Jego miłością ku niej i o miłości bliźniego. Pod takim kierownictwem jej umysł z łatwością przenikał wszystkie tajemnice wiary, a serce rozpalał płomień miłości. W uroczystość Zielonych Świąt odnowiła swoje śluby zakonne. Dusza jej w sposób szczególny obcowała z Duchem Świętym, którego tchnienie napełniało jej duszę nieopisaną rozkoszą, a serce tonęło w dziękczynieniu za te wielkie łaski. Tę promienną radość spostrzegały między innymi siostry, które odwiedzały ją w szpitalu. Często ją odwiedzałam – wspominała s. Serafina Kukulska – i zawsze zastawałam ją w usposobieniu pogodnym, nawet radosnym, czasem jakby promienną, „ale nigdy nie uchyliła rąbka swojego szczęścia. Na Prądniku czuła się bardzo szczęśliwa i nie żaliła się nigdy na cierpienia. Lekarz, siostry, chorzy – wszyscy byli dla niej bardzo dobrzy. Siostra Felicja Żakowiecka odwiedzała Siostrę Faustynę dwa razy w tygodniu. Przy okazji tych odwiedzin raz rozmawiała z dr. Adamem Sielbergiem na temat stanu jej zdrowia. Lekarz powiedział, że jest bardzo źle. Na to s. Felicja: I pan doktor pozwala jej chodzić na Mszę świętą? Doktor Sielberg odpowiedział: Jest bardzo źle i stan nie do wyleczenia, ale Siostra jest zakonnicą nadzwyczajną więc nie zwracam na to uwagi. Inne na jej miejscu nie wstawałyby; widziałem, jak idąc do kaplicy trzymała się muru. Stan zdrowia Siostry Faustyny stale się pogarszał i zbliżał koniec jej ziemskiego życia. Świadoma tego żegnała się ze wspólnotą zakonną. W sierpniu 1938 roku napisała list do przełożonej generalnej m. Michaeli Moraczewskiej „Najdroższa Mateczko, zdaje mi się, że jest to ostatnia nasza rozmowa na tej ziemi. Czuję się bardzo słabiutka i piszę drżącą ręką, Cierpię tyle, ile znieść jestem zdolna. Jezus nie daje ponad siły- jeśli cierpienia są wielkie, to i łaska Boża jest potężna. Zdana jestem całkowicie na Boga i ]ego świętą wolę. Tęsknota coraz większa ogarnia mnie za Bogiem. Śmierć mnie nie przeraża, dusza moja obfituje w wielki spokój.”

(Opracowano na podstawie książki s. M. Elżbiety Siepak „Dar Boga dla naszych czasów”)

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu