Święta Faustyna Kowalska, cz. XVII.

Gruźlica rozpoznana dopiero w Wilnie czyniła wielkie spustoszenie w organizmie Siostry Faustyny. Zajęła nie tylko drogi oddechowe, ale także przewód pokarmowy. Przełożeni wysłali więc ją na kurację do sanatorium w Miejskich Zakładach Sanitarnych w Krakowie. Pierwszy raz pojechała tam w grudniu 1936 roku i z przerwą na święta Bożego Narodzenia przebywała prawie cztery miesiące. Już w trzecim dniu pobytu mogła doświadczyć skuteczności podyktowanej jej przez Jezusa Koronki do Miłosierdzia Bożego. W nocy została przebudzona i poznała, że jakaś dusza prosi ją o modlitwę. Gdy na drugi dzień weszła na salę zobaczyła osobę konającą i dowiedziała się, że agonia zaczęła się już w nocy o tej godzinie, w której została przebudzona. W duszy usłyszała głos Jezusa: „Odmów tę Koronkę, której cię nauczyłem”. Pobiegła po różaniec, uklękła przy konającej i z całą mocą ducha zaczęła odmawiać modlitwę, prosząc Jezusa, by wypełnił obietnicę, jaką związał z tą Koronką. Nagle konająca otworzyła oczy, spojrzała na Siostrę Faustynę i z dziwnym spokojem skonała.

A Jezus powiedział: Każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę Koronkę albo przy konającym inni odmówią – jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym odmawiają tę Koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę, i poruszą się wnętrzności miłosierdzia Mojego, dla bolesnej męki Syna Mojego.

Tak zaczęła się szpitalna posługa Siostry Faustyny wobec konających. Choć sama była ciężko chora i nieraz nie mogła być nawet na całej Mszy świętej, zawsze dostrzegała tych, którzy potrzebowali jej pomocy. A gdy przełożona ze względu na stan zdrowia zabroniła jej odwiedzania konających, to w ich intencji ofiarowała swoje modlitwy i akty posłuszeństwa, które jak ją pouczył Jezus, więcej znaczą w lego oczach niż wielkie czyny podejmowane samowolnie. W tym okresie spieszyła z pomocą nie tylko konającym w sanatorium, ale dzięki darowi bilokacji także tym, którzy umierali gdzieś daleko, poza fizycznym jej zasięgiem. Zdarzyło się, że umierająca była na drugim czy na trzecim baraku lub o paręset kilometrów od Krakowa. Tak się zdarzyło parę razy, gdy umierał ktoś z krewnych i rodziny oraz w przypadku umierających sióstr zakonnych, a także osób, których za życia wcale nie znała. Dla ducha przestrzeń nie istnieje. Wdzięczna była Bogu, który w swoim miłosierdziu w taki sposób pozwalał jej przez modlitwę nieść ulgę i pomoc konającym.

W pierwszym okresie pobytu w szpitalu bardzo cierpiała z tego powodu, że prawie trzy tygodnie nie mogła skorzystać ze spowiedzi świętej, bo gdy wypadała spowiedź w klasztorze, to albo chora leżała w łóżku, albo wyjeżdżała do szpitala. Myśląc o tym w separatce, rozpłakała się z tego powodu.

Po południu wszedł do mojej separatki ojciec Andrasz i zasiadł, abym się spowiadała – zapisała w Dzienniczku. Nie zamienił wpierw ani jednego słowa. Wzruszyłam się niezmiernie, bo bardzo pragnęłam się wyspowiadać. Odsłoniłam całą swoją duszę, jak zwykle, Ojciec odpowiadał mi na każdy drobiazg. Dziwnie się czułam szczęśliwą, że mogłam tak wszystko wypowiedzieć. Pokutę zadał mi: Litanię do Imienia Jezus. Kiedy chciałam przedstawić trudność, jaką mam do odmawiania tej litanii, wstał i udziela mi rozgrzeszenia. Nagle wielka jasność zaczęła bić od jego postaci i widzę, że to nie jest ojciec Andrasz, tylko Jezus. Szaty Jego jasne jak śnieg i natychmiast znikł. w pierwszej chwili, byłam trochę zaniepokojona, ale po chwili jakiś spokój wstąpił w moją duszę; ale zauważyłam, że Jezus tak samo spowiada jak spowiednicy, ale jednak serce moje podczas tej spowiedzi dziwnie coś przenikało.

Na święta Bożego Narodzenia, za zezwolenie lekarza dra Adama Sielberga, Siostra Faustyna wracała do klasztoru, by razem z siostrami przeżywać te święte dni. Przyjechała po nią bryczką s. Kajetana Bartkowiak.

Siostra Faustyna ogromnie się cieszyła, a w drodze snuła ewangeliczną refleksję: Jadąc przez miasto wyobrażałam sobie, że to jest Betlejem, widzę wszystkich ludzi spieszących się, pomyślałam: kto dziś rozważa te Tajemnicę niepojętą w skupieniu i cichości? O Panno czysta, Ty dziś podróżujesz i ja jestem w podróży. O Matko moja, ja tak gorąco pragnę, żebyś mi dała małego Jezunia w czasie Pasterki. Matka Najświętsza spełniła jej pragnienie. w czasie Pasterki przeniknęła ją obecność Boża. Zobaczyła Matkę Bożą z Dzieciątkiem i św. Józefa. Córko moja, Faustyno – powiedziała do niej Maryja – masz ten Skarb najdroższy – i podała jej maleńkiego Jezusa. Kiedy Siostra Faustyna wzięła Go na ręce, dusza jej doznawała tak niepojętej radości, że – jak wyznała – nie była w stanie tego opisać.

(Opracowano na podstawie książki s. M. Elżbiety Siepak „Dar Boga dla naszych czasów”)

 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu