IV Niedziela Adwentu

Słowo Boże:

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.

Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów». A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: «Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel», to znaczy Bóg z nami.

Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.

Komentarz:

Podczas okropnej burzy biedny rozbitek, dryfując uczepiony do resztek swej łodzi, dotarł do plaży małej pustynnej wysepki. Wyspa ta to w zasadzie trochę suchych i niegościnnych skał. Rozbitek zaczął usilnie prosić Boga, by go wybawił. Każdego dnia obserwował linię horyzontu w oczekiwaniu na pomoc, ale nikt z nią nie spieszył.

Po kilku dniach poczynił pewne przygotowania. Z niemałym wysiłkiem skonstruował narzędzia do uprawy ziemi oraz do polowania. W pocie czoła wzniecił ogień, zbudował szałas i schron na chwile burzy.

Upłynęło kilka miesięcy. Rozbitek nie przestawał się modlić, ale żaden statek nie pokazywał się na horyzoncie.

Pewnego dnia niespodziewanie wiatr powiał w ogień i płomienie musnęły maty. W mgnieniu oka wszystko się zapaliło. Chmury gęstego dymu wzniosły się w niebo. Wielomiesięczna praca w krótkiej chwili obróciła się w kupkę popiołu.

Rozbitek, który usiłował cokolwiek ocalić, rzucił się na ziemię, wylewając łzy w piasek: „Panie Boże, dlaczego? Dlaczego właśnie się tak stało?”.

Kilka godzin później duży statek przybył w pobliże wyspy. Ratownicy przypłynęli szalupą aby zabrać rozbitka.

„Skąd dowiedzieliście się, że tu jestem? – spytał rozbitek z niedowierzaniem.

„Widzieliśmy sygnały dymne” – odpowiedzieli.

Czasem bardzo trudno jest zrozumieć, a może jeszcze trudniej przyjąć Boże działanie. Tak jak w tej historii. Człowiek po długich modlitwach bierze się do pracy, układa sobie życie na bezludnej wyspie, zapewnia sobie bezpieczne schronienie i nawet zaczyna być zadowolony ze swoich osiągnięć. A tu Bóg zsyła wiatr, który niszczy jego dorobek. Wszystko rozsypuje się w popiół. Pozostają żal i łzy. Ale tak naprawdę klęska tego człowieka stała się dla niego ratunkiem. Dzięki pożarowi został ocalony.

Święty Józef poznał piękną dziewczynę. Pokochał ją i postanowił związać z nią swoje życie. I już widział dom, który wspólnie założą, gromadkę krzątających się dzieci. I pewnie marzył o szczęśliwej kochającej się rodzinie. Nagle widzi, że jego wybrana jest w ciąży. Trzeba ją oddalić. Bóg odebrał mu wszystkie marzenia o szczęściu. Zostały smutek, żal, może łzy. Ale tylko przez chwilę. Bo Bóg daje mu o wiele więcej niż mógł sobie wyobrazić. Czyni go opiekunem Swojego Syna, a przez to jednym z największych świętych w historii kościoła.

Masz trudności, twoje plany legły w gruzach. Nie martw się, dziś Bóg przychodzi ci z odsieczą. Amen.

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu