g ł u p i e   t e   p ą c z k i

Pogoda jak to zwykle o tej porze roku, tylko wkurza. Wszystko oplata szarość i beznadzieja. O jejku, jejku. Głęboki oddech! Spójrz w prawo. Spójrz w lewo. Jest dobrze. Nigdy nie było lepiej. Jutro najesz się pączków. Dopiero wieczorem zobaczysz, że przez cały dzień chodziłeś z koszulą oprószoną cukrem pudrem na brzuchu od mamusinych faworków!

A teraz spójrz na siebie jak na pączka. Nie rozpędzaj się tak, nie chodzi o kształt. Jesteś jedynym w swoim rodzaju pączkiem, bo nie ma dwóch takich samych, nigdy. Każdy jest oddzielnie, pieczołowicie ukulany przez najlepszego cukiernika. A nadzienie! Nigdy nie wiesz w którym miejscu po ugryzieniu się trafi. Oczywiście najlepsze jest różane. Bo to tajemniczy smak. Taki trochę oryginalny. Ale wiśnie czy truskawka z własnego ogrodu też są pyszne. Polukrowany, pocukrzony, lub bez niczego. Pulchne, idealnie wyrobione ciasto. I skwierczysz wesoło na rozgrzanym tłuszczu. Jesteś najlepszym pączkiem na świecie. Jeszcze lepsze pączki masz wokół siebie…

Może to trochę dziwne porównywać człowieka do jedzenia. Zdaję sobie sprawę, że może  ostatni raz czytasz mój felieton. Ale takie porównanie jest przynajmniej słodkie. I pewnie, że nie jest to głęboka metafora, ale każdy normalny wie, że to przenośnia.

Ale są granice personifikacji i porównań. Muszą być granice. Człowiek to czasem też nędzny pączek i zatruwa życie innym i sobie. A najbardziej się truje jak myśli, że wszystko mu wolno. Och jaki to musi być nieszczęśliwy i niesmaczny pączek. Największe i jedno z najskuteczniejszych kłamstw Szatana to, to, że szczęście zależy od spełniania swoich pragnień i zachcianek, że wszystko mi wolno. Jakie to głupie.

A jak przykro chodzić po świecie i mijać tak głupio myślących ludzi. Głupich ludzi. Którzy nie mają żadnych granic. Dla których porównać człowieka z pączkiem to igraszka. Oni są tak nieszczęśliwi, że swoją głupotę mylą z wolnością. I płyną sobie po oceanie tej swojej wolności, bez granic. Powodzenia. Iż tratwa ich jest wątła i słaba, a woda tegoż oceanu za słona i pić się jej nie da. Niech płyną. A niech, nie wmawiają tej wolności innym. Nie, ja nie życzę im źle. Boże uchowaj! Nie lubię ich, ba jestem wściekła, przez moment byłam na granicy wybuchu i zrobienia jakiegoś rabanu. Ale nie będę pisała o nich sztuki z obrzydliwymi scenami. Bo żaden (chociaż okazuje się, że tu mogę się mylić) teatr nie jest tak podły, żeby wystawiać na jego deskach coś, co nie jest sztuką i nigdy nie będzie, choćby wszyscy wokół powtarzali, że tak jest!

Nie chcę być tak wolna, że wszystko mi wolno. Chcę być „ograniczona” prawem, zasadami, wskazówkami (najlepsze są te wykute na kamieniu i te z Ewangelii). Muszę być prowadzona. Inaczej będę, okropnym, nieużytecznym, po prostu złym pączkiem!

Trzeba się oburzać na coś tak podłego, co zdarzyło się w jednym z warszawskich teatrów. Ale oburzaliśmy się już na tyle incydentów. Święte oburzanie to za mało. To nie wystarczy. Jeszcze nie wiem co, ale trzeba coś zrobić! Coś dużego, coś bardzo bardzo dobrego i, pięknego! Takiego, że wszystkim pączkom na świecie wypłynie paskudne nadzienie!

 

 

Dziś żadnych linków tylko modlitwa o nawrócenie dla zatwardziałych grzeszników!

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu