c z y m   s k o r u p k a   z a   m ł o d u . . .

                Wieś. Ni to polska ni białoruska, na ziemi białostockiej. Na szarych ścianach domu odbija się zachodzące słońce. Podwórze zwyczajne jak tysiące innych, stodoła, obora, zadbane obejście. Gospodarstwo przeciętne. Kilkanaście hektarów. Ale roboty we żniwa więcej niż w niejednej fabryce. Po lasach kręci się trochę jeszcze wojska. A może nie wojska. Niektórych wywieźli na białe niedźwiedzie. Niektórzy jeszcze nie wrócili gdy „za Niemca” wywozili na roboty. W małej izbie pali się w piecu. Płomień syczy cichutko, wesołe iskry tańczą na koniec dnia. Wokół obrazu Najświętszej Panienki zbiera się rodzina. Trójka maluchó nie szczędzi sobie kuksańców. Matka delikatnie ale skutecznie karci wzrokiem pociechy. Znakiem krzyża rozpoczyna różaniec. Modlą się o zdrowie, o potrzebne łaski, za zmarłych z rodziny, szczególnie za małą Jadzie. Rodzeństwo będzie słabo pamiętało siostrzyczkę. A umęczona Matka nie może nawet jeszcze wiedzieć, że przyjdzie jej stracić jeszcze jedno dziecko. I tak klęczą, zdrowaśka za zdrowaśką. Dzieciom trochę się już kleją oczęta. Zaraz, zaraz, nie, nie wszystkim. Rodzice i mały chłopiec jakby jeszcze w pełni sił odmawiają ostatnią Tajemnicę bolesną. Szczupła, nie pozorna kobieta „wygania: dzieci do spania, gasi lampy. Sama kończąc już krzątanie układa się do snu. Dziękuje Bogu za kolejny dzień. Dziękuję za wszystko nawet za „kontyngen” oddany dla Polski Ludowej. Trzeba dzieciaki wyprawić do szkoły. Zaczyna się robić chłodno. Dobrze że muszą przejść tylko pięć kilometrów. No tak, ale Alek to wyjdzie wcześniej, żeby zdążyć na Msze. Boże, co wyrośnie z tego chłopca, jużci tylko Ty jeden wiesz, bo Tobie go oddałam. Schowaj Matka już te zdjęcie, bo się w końcu zniszczy…

Trzydzieści lat później. Ta sama jeszcze bardziej szczupła kobieta. Krucha i jakby bez życia. Zeszklone oczy skurczyły się do granic możliwości. Czarna chustka, czarna spódnica, czarna bluzka. Patrzy na zdjęcie. Na fotografii jest jej dziecko. Ale nie jest to zdjęcie od pierwszej komunii. To zdjęcie zmasakrowanego ciała. Gdyby nie wiedziała, gdyby jej nie powiedzieli, gdyby nie widziała tego na własne oczy, nie poznałaby swojego syna. Nie poznałaby księdza Jerzego. Ale ona oddała go Kościołowi, a on za ten Kościół został zamordowany. Przecież wiedziała, że on umiłował Prawdę, że kochał Polskę, że na prawdę kochał Pana Jezusa. Wiedziała to wszystko bo przecież z pomocą bożą tak go wychowała. Ale nie wiedziała, że przyjdzie mu za tą miłość zapłacić najwyższą cenę. A Matce umęczonego kapłana zostaną tylko bolesne tajemnice różańca.

Pani Marianna Popiełuszko. Matka Polka. I niech wreszcie nie kojarzy się to źle! Silna, bezkompromisowa, szlachetna do szpiku kości. Zwyczajna, pracowita kobieta ze wsi. Rektor pierwszego seminarium księdza Jerzego. Popiełuszki.

Bo bez korzeni nie ma skrzydeł.

posłuchać:

przeczytać:

http://www.znak.com.pl/files/pdf/Kindziuk_Matkaswietego_ISSUU.pdf

 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu