o    l i c z e n i u    c h o i n e k

Gdy ma się pięcioro małych dzieci powrót ze świątecznego obiadu od rodziny może stać się wyzwaniem na miarę zdobycia szczytu górskiego zimą. Dzieci są nabuzowane gwiazdkowymi emocjami, napasione słodyczami, więc poziom cukru w organizmie pociech nie ułatwia sprawy. Są głośne, paskudne i najlepiej, żeby biegły za samochodem, za czerwonym wysłużonym polonezem, który ledwo zipie. Śnieg sypie i sypie. Droga wydaje się nie kończyć, mamie pęka już głowa, a tata zaraz wybuchnie. Albo nie. Bo mogą wspólnie pośpiewać kolędy. Też będzie głośno i nie zabraknie kuksańców ale będzie już jakiś porządek. Gdy kolędy wejdą za mocno i jednak rodzice będą potrzebowali ciszy trzeba zorganizować konkurs! Dzieci dzielimy na dwie drużyny. Nosy mają być przyklejone do okna po dwóch stronach auta. Najlepiej omówić wcześniej zasady żeby uniknąć nieporozumień. Start. Dzieci po prawo liczą choinki po swojej stronie drogi. Dzieci po lewej liczą po lewej stronie jezdni. Kto liczył ten wie, że to nie jest takie proste jakby się mogło wydawać. Liczy się każda, choćby najmniejsza. Najważniejsze aby dostrzec światełka. Te w oknach, na balkonach, przy płotach. Mnóstwo ślicznych lampeczek. Jedne są kolorowe, inne w jednym odcieniu, migające i stateczne. Po której stronie drogi będzie więcej świecidełek? Ile gospodarstw domowych ubrało drzewka na zewnątrz? Po kilku kilometrach rozpoczyna się dyskusja. Bo jedno podwórko było tak pięknie przyozdobione, że nie można było tak po prostu liczyć w ciszy. Bo mi pomyliłeś! I czy lampki na balkonie, balustradzie, na dachu i pod się liczą? Gdy rodzina dojeżdża do domu liczby się mylą i wygrana nie jest aż tak istotna. Rozmawiają. Rozmawiają! O tym, że w ubiegłym roku było mniej, czy więcej, że tendencja się zmienia, ludzie idą bardziej w balkony. Jednym te migające, w ogóle się nie podobają, a innym tylko jednolite, żółtawe bo przypominają gwiazdy. I wszyscy zauważyli ten jeden smutny dom, w którym nie paliło się żadne nawet najmniejsze światełko…

Liczenie choinek w świątecznym okresie dla niektórych to już tradycja. Teraz wspominana z małym uśmiechem i sentymentem. Jednak po chwili refleksji liczenie choinek może stać się swego rodzaju nauką. O ile jako dziecko traktowałam to jak zabawę to dziś widzę ile jest w tym piękna. Ile mogę nadal czerpać z tej świątecznej zabawy. Cóż, kiedy czas świąteczny skłania do przemyśleń, trzeba się nad nimi pochylić i podzielić. Mogę oburzać się i walczyć z zeświecczeniem Bożego Narodzenia. Ale mogę też otworzyć trochę swoje serce i zechcieć wydłubać jakiś Boży przekaz nawet w tych strasznych świeckich gestach. Może się okazać, że odkryję wtedy jak wszędzie można zobaczyć delikatny powiew Ducha Świętego.

Jestem ja i są inni ludzie. Nie będę pisać w liczbie mnogiej bo właśnie tak często mówiąc o ważnych sprawach uogólniamy. Mówimy jacy powinniśmy być itd., więc jestem ja, która pośród innych ludzi wszystko liczy. Od rana do nocy liczę. Co do zrobienia, ile mi się zużyją buty, ile benzyny przejeżdżę. A zwłaszcza przed świętami. Ile wydać na prezenty, na nową sukienkę, i drapiąc się po głowie, czy przelać na jakiś cel charytatywny czy nie. Ile mam czasu, pieniędzy, ochoty?? Wymieniam się postrzeżeniami z innym. Ile, ile, ile!? Jednak jeśli tylko zapomnę na chwilę o tym: ile, to zauważę piękno świecidełek. To zobaczę ile piękna jest wokoło mnie. Ktoś poprosił mnie o drobną pomoc. Ktoś chce porozmawiać. Ludzie robią dobro. Wychodzą po za swoje tabelki z wyliczeniami i zaczynają rozmawiać! Rozmawiamy, wpierw o tych wszystkich świątecznych wyliczeniach. Następnie jeśli zapomnę choć na chwilę o sobie, zaczynam słuchać, podziwiać, oglądać (nie oceniać!) duszę drugiego człowieka. Warunek jest jeden, może dwa. Nie myślę już o sobie i otwieram się. I dzieje się świąteczny cud. Zaczynam widzieć piękno drugiego człowieka i piękno Świąt. Otwieram się na kogoś obok. Widzę, że świat nie kręci się dookoła mnie. Bo auto jedzie, choinek do liczenia jest dużo…, I na miejscu okazuje się, że najważniejszy jest drugi człowiek. I ten jeden smutny dom, w którym nie ma ani jednego światełka… ale to nie koniec, bo przecież jest Ktoś z powodu, którego ludziska zakładają miliony lampeczek. Jest Ktoś, ktoś tak bardzo niekochany może właśnie ulokował swe zimne stopy w opuszczonym, ciemnym domu. Ktoś, kto kocha najbardziej na świecie, czeka, uzdrawia, uzdalnia do robienia dobra.

Dlatego życzmy sobie w te Święta tylko jednego:

Rozmowy i spotkania z Nim! Z Chrystusem naszym Panem i Zbawicielem, dla Którego przecież zakładamy miliony świecidełek!

Życzmy sobie liczenia tylko na Niego!

Życzmy sobie zobaczenia dobra i piękna w drugim człowieku.

Życzmy sobie doświadczenia jego cichej boskiej obecności w tym głośnym ludzkim świecie!

Tego właśnie życzę z serca!

Wasza Emilka

PS: Nieśmiało po długiej przerwie wróciłam ze środowymi refleksjami. Proszę serdecznie o modlitwę w tejże intencji pisania dla Was. Żebym jeśli, taka Jego wola pisała, a jak nie to nie 😊😊😊

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu