n i e p e w n a    w i o s n a ,    n o w y    r o k    i   r o c z n i c a    C h r z t u    P o l s k i

Już po Świętach, nawet już po Oktawie. Za oknem pogoda taka, że idzie się zwinąć w kulkę i schować w najcieplejszy kąt domu. I nawet jeśli palce same rwą się do klawiatury, to trudno jest pisać dobre słowo dla drugiego człowieka. Ale szukam. Szukam w zakątkach umysłu i zakamarkach ducha, szukam dobrych słów, aby się nimi dzielić dalej. Drapię się po głowie, z której powoli na nowo codziennie odrastają krótkie włosy jak wiara. Takie, małe, irytujące, ale przecież urosną. Odkrywam zamiecione pod dywan dnia codziennego pluszowe zdania o miłości. Czasem wątłe i przeźroczyste, ale szczere. Wszak tak często czuję jakby pod skórą całe pokłady bladoróżowej nadziei. Ledwo widocznej, ale takiej co potrafi wzmocnić jak dobre lekarstwo.

I tak krążę po orbitach dni wiosennych, a ponurych. Wielkanocnych przecież, a ciągle trudnych. Szukam tej jasności, która oślepiła niewiasty co szły do pustego grobu. Szukam jak święty Tomasz miejsca po ranach, które mogę dotknąć, aby uwierzyć. Szukam Wieczernika, gdzie mogę się uspokoić i narodzić z Ducha. Czekam za zamkniętymi drzwiami. Czasem mam wrażenie, że nowy rok dla mnie zaczyna się dopiero na wiosnę. Właśnie po Świętach Wielkiej Nocy. Tak jakby wcześniej nic nowego nie mogło się we mnie dokonać. Dopiero po czterdziestu dniach postu, po świętych dniach Triduum, dopiero po tej największej Nocy w historii świata, mogę zacząć nowy rok. Następuje swego rodzaju kumulacja wiary, nadziei i miłości. Trochę trzeba zamieszać, potrząsnąć i zatrzymać się. I może, gdy już naprawdę przyjdzie wiosna, gdy zakwitną magnolie, nastąpi zwolnienie blokady. I wysypią się ze mnie wszystkie dobre słowa, którymi zawsze będę chwalić Boga Stwórcę Świata, którymi będę opowiadać cudowne Jego dzieła i chwalić Tego, który ma Imię ponad wszelkie Imię!

Tymczasem przenoszę moją duszę wytęsknioną, nie do pagórków leśnych, a nad jezioro. Zamykam oczy i widzę, woja, wodza i księcia. Poważny, skupiony, ukradkiem zerka na nadobną kobietę obok. Okolica zielona, w pierwszym rozkwicie wiosny. Jezioro, duży krzyż i biskup. Czy to obraz Matejki czy jeszcze moja wyobraźnia? Śpiew, łzy i radość. Gdzieś tam, w niektórych sercach lęk. Bo jak to teraz będzie, jak będziemy mieli Jednego Boga? Fala oceanów łask, która przelała się przez ponad tysiąc lat historii naszych ziem. Morze łez i krwi. Głosy wojny i gromki śmiech. Muzyka narodzin nowych pokoleń i ciche gaśnięcie rodów wielkich panów. To wszystko jakby za mgłą. I nad tym wszystkim, nad rzekami i lasami, nad miastami i nad wioskami, jakaś niesamowita Jasność. Niczym złoty całun, który okrywa, rozlewa się po całym kraju z małej chrzcielnicy, za którą stoi mocno wbity w ziemię krzyż. Tak, to tylko moja wyobraźnia, wrażenie, niczym sen. A jednak, gdzieś na dnie serca pojawia się dziś ogromna wdzięczność, za chrzest, za dom, za Krzyż!

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu