i    b o j ę   s i ę    i    u f a m

Tyle Wielkich Postów za mną. Tyle Dróg Krzyżowych odprawionych, przeżytych i zapomnianych. Tyle Gorzkich Żali odśpiewanych głośno. I wszystko to nic. Żadnych rekolekcji, żadnego kazania ani konferencji, nic już moje serce nie pamięta. Nigdy cierpienie, strach, śmierć i myśl o czasach ostatecznych nie były tak blisko. Na nic opasłe tomy mądrych książek. Wszystko co do tej pory przeczytałam, usłyszałam było tylko słowami, obietnicami, liczbami. To wszystko nic, w porównaniu z tym co widzę. I to nie w wyobraźni.

Już nawet nie ma jak udawać, że nic się nie dzieje. Nie da się już uciec, bo nie ma gdzie. Jesteśmy teraz zamknięci. Sami ze sobą. Niewiele możemy zrobić. Możemy siąść, płakać i załamać ręce. Możemy się przerazić. Możemy trochę jeszcze żartować i oglądać śmieszne filmy. Możemy to wszystko. Ale to wszystko napawa mnie ogromnym smutkiem. Bo ta niepewność, to czekanie właściwie nie wiadomo na co, jest frustrujące (albo wiadomo na co, tylko nikt nie chce głośno tego powiedzieć).

Bo miałam tyle planów na ten rok. Może nie były to zaskakujące projekty. Jednak człowiek ma tam jakieś swoje małe marzenia. A dziś prozaiczny zakup nowej skóry na wiosenne spacery, wydaje się być absurdem.

I to miałam zrobić, i tamto.

Pojechać, spotkać, zakończyć, rozpocząć, rozwinąć się, potańczyć, pokochać.

Jeszcze nie umiem robić gołąbków, jeszcze nie przeczytałam Hobbita, jeszcze nigdy nie jechałam motocyklem…

Jeszcze to, jeszcze tamto.

Stop. Czkawka.

Bo znowu tylko o sobie. Ja. Ja. Ja. A dziś nie chodzi o mnie czy o ciebie. Dziś jedna sprawa dotyczy całego Świata. Powtarzamy sobie liczby. Tysiące zarażonych tam. Setki tu. Te cyferki to tysiące istnień ludzkich. I tylko jakimś przypadkiem, wśród tych cyferek nie ma mnie. Każdy z nich miał jakieś plany. Oczywiście ludzie umierają. I wszyscy kiedyś umrzemy. Jednak jak ludzie umierają w większym tempie niż zwykle, można mieć obawy. To tempo sprawia, że się boję. A strach bardzo ogranicza. Kulę się i owijam kokonem egoizmu. Nie mogę ruszyć ani ręką, ani nogą. Widzę tylko swoje powiązane w strach kończyny.

Czy boje się śmierci? Jest to dla mnie jakaś abstrakcja, przyznaję. Z uporem maniaka powtarzam sobie: aby być wyspowiadanym. Ale nie myślę o tym. Bo czy na śmierć można się przygotować? Boje się cierpienia, zwłaszcza moich bliskich. Boje się bezradności. I tego, że przyjdzie jakaś cholerna próba.

Jednak chyba większa od mojego strachu jest ufność.

Trochę taka przeźroczysta, prawie niewidoczna. Jak mgła, która powoli ogarnia ziemię o poranku. Wtulam się w nią, jak w ciepły płaszcz. Łapię, wdycham, żeby się zachłystnąć. Bo nie może nigdy zabraknąć nam ufności. Nigdy, ale przenigdy nie możemy przestać wierzyć, że nie jesteśmy sami. Trzeba nam się karmić ufnością. Ufności nie da się przedawkować. Nigdy nie będzie jej za dużo. Możemy się przesadnie bać, ale nie ufać. Może to najtrudniejsze z zadań jakie teraz dostaniemy.

O zaufaniu, o zawierzeniu wszystkiego uczy nas Matka Boża. Przypomina nam jak ufać największym tajemnicom, chociażby dziś w uroczystość Zwiastowania. Ona mówi fiat. Choć nie może zrozumieć. Ona mówi Amen. Ona całym swoim życiem mówi: ufam.

Chwilami, mam wrażenie, że zupełnie nic się nie dzieje. Po prostu Świat się odrobinę zatrzymał. Tylko czemu serce tak szybko bije?

Tylko Ty Boże wiesz jak to się skończy. Bo Ty jesteś początkiem i końcem wszystkiego. Więc bądź pochwalony we wszystkim czym nas obdarzasz. Daj siłę. Daj wiarę. Daj ufność!

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu