c a m e    b a c k

            Powroty czasem są trudniejsze niż rozstania. Bo na rozstanie już nie mamy wpływu. Zwyczajnie odchodzimy w drugą stronę. Już nie patrzymy w oczy, możemy płakać, tęsknić, zapomnieć.

Gdy wracamy, nie unikniemy spojrzenia w oczy i reakcji. Nie unikniemy pytań. Gdy wracamy z podróży, sami chętnie opowiadamy o widokach, smakach i spotkanych osobach. Gdy wracamy po chorobie, jesteśmy otoczeni aurą rekonwalescenta. Wszyscy pytają o samopoczucie i stan bolączek. Gdy wracamy po tajemniczym zniknięciu, musimy zmierzyć się z wyrzutami lub przynajmniej ze smutnymi, pytającymi spojrzeniami. Powroty są trudniejsze.

Dziś podejmę taką próbę powrotu, po kilkutygodniowej ciszy. Nie jest trudno, bo wiem, o czym chcę napisać. Nie jest też łatwo. Nie, nie zapomniałam liter i po co jestem na Figowcu. Jednak jest jakaś próżność we mnie, która pyta, czy jeszcze mnie czytają?! Wracam, bo moje pragnienie dzielenia się doświadczeniem wiary w Boga, nigdzie nie poszło. Jest, ma się dobrze i cieszę się, że mogę to czynić właśnie słowem pisanym. Wystukuję, więc, poszczególne słowa, abyście może już kolejny raz usłyszeli, że warto wracać. Wracać, trzeba. A są takie powroty, które ratują życie.

Wracam też sentymentalnie do pierwszego tekstu z serii „Emilka pisze”. Trzy lata temu pisałam, aby spojrzeć w stronę Synodu. Dziś też jest Synod, tym razem o młodych, dla młodych. Pisałam, aby nie gorszyły nas grzechy księży, a nasze własne. Dziś też warto zwrócić uwagę, na nie rzucanie kamieni w duchownych.

Czasem jak wrócimy, napotkamy te same problemy, te same troski. Ale czy to powód, aby nie wracać? Wracajmy.

A zawsze wracajmy do Niego.

 

 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu