b i l e t na b a l
Każdy z nas jest po trosze Kopciuszkiem.
Młodym osieroconym dziewczęciem, które od rana ma mnóstwo zajęć. Zaczyna od zrobienia śniadania dla swojej wcale nie ukochanej rodziny. Później sprzątanie, pranie, cerowanie, gospodarstwo. W zależności od wersji, karmi kury lub gęsi. Każdy jej dzień naznaczony jest ciężką pracą. Nie zawsze cierpi. Lubi być potrzebna i jest pracowita. Już nawet powoli przyzwyczaiła się do przykrości ze strony macochy i jej dwóch wrednych córek. Wesołe usposobienie Kopciuszka pozwala jej cierpliwie znosić kompletny brak wdzięczności. Kopciuszek wie, że w końcu przyjdzie posłaniec z zaproszeniem na bal. Każdy żmudny dzień oświeca cień nadziei na odwrócenie losu.
I jest!
Już nie jakaś ledwo widoczna mrzonka, ale prawdziwa inwitacja na bal do zamku. Ba, do najpiękniejszego zamku na świecie, gdzie czeka Książę.
I tu zaczyna się dopiero walka. Kopciuszek dostaje masę nierealnych zadań do wykonania. Inaczej nici z balu. Doskonale znamy tą historię.
Ile w niej prawdy o nas?
Nie jestem czasem jak ten Kopciuszek, który chce dostać się do Królestwa Niebieskiego jak na bal?
I codziennie od świtu wybiera groch z popiołu.
Ceruje.
Zamiata.
Pierze.
I znowu przebiera soczewicę z fasolą.
Wszystko, aby zasłużyć na bal.
Każde ziarenko, pieczołowicie, jedno do jednego naczynia, drugie do drugiego, i następne,
i następne,
i następne.
Żeby zasłużyć. Zaliczam kolejne zadania. Zdobywam sprawności.
I to pytanie, w co się ubiorę? Jak wyglądam? Czy odpowiednią ilość popiołu przebrałam?
A przecież nie ilość błyszczących talerzy i zacerowanych koszul się liczy.
Dla Niego i tak jestem księżniczką! Dla Niego i tak jestem godna balu. I wcale nie muszę wracać o północy. Bez żadnego gubienia pantofelków.
Nigdy nie wygrzebię odpowiedniej ilości fasoli z popiołu, aby zasłużyć na suknię i złotą karocę.
A On mi i tak to wszystko da.
Za darmo.
Jeśli tylko uwierzę.
Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.