Nr 8/02/2022


 

„Nie chcę osądzać tego
grzesznika, bo albo byłem,
albo jestem, albo mogę być
takim jak on.”
Św. Antoni

 

 

 

 

 


Odpust parafialny

To dzień, w którym każdy wierzący ma okazję doświadczyć w sposób bardzo konkretny łaski Bożej miłości, wyrażającej się w darze odpustu. Daje okazję do uwielbienia Boga za orędownictwo i opiekę świętego patrona parafii. Odpust można uzyskać pod zwykłymi warunkami. Należy wtedy:
1. wierny musi być w stanie łaski uświęcającej (Komunia św.);
2. wzbudzić w sobie wewnętrzną postawę całkowitego oderwania od grzechu, także powszedniego;
3. pomodlić się zgodnie z intencjami Ojca Świętego („Ojcze nasz”, „Zdrowaś” i jedna dowolna modlitwa).

Odpust zupełny, darujący wszelkie kary doczesna, można uzyskać jedynie raz dziennie. Odpust można uzyskać za siebie lub za osobę zmarłą. Nie można go uzyskać za inną osobę żyjącą, gdyż ona sama ma szansę jeszcze zatroszczyć się o swoje zbawienie.


Święty Królewiczu prowadź!

4 marca ponad pięćset lat temu na zamku w Grodnie umierał królewicz Kazimierz. Wiemy, że była przy nim rodzina, ojciec – król Polski, królowa matka, prawdopodobnie młodszy brat –Jan Olbracht. Chorował, więc jego śmierć nie była wielkim zaskoczeniem. Ale on skończył zaledwie dwadzieścia pięć lat! Miał w przyszłości być królem Polski i Wielkim Księciem Litwy! Bliscy na pewno do końca wierzyli, że jego organizm zwycięży chorobę i Bóg go ocali. Cóż, kiedy Bóg zarządził inaczej. Zapewne chciał mieć już blisko swojego małego królewicza, który całe swe życie tęsknił za Niebem.
Życie świętego Kazimierza zdaje się być dla nas odległe i trudne do naśladowania. Któż z nas jest pretendentem do tronu? Któż z nas miał za dziadka kogoś tak wielkiego jak Władysław Jagiełło? W końcu, któż z nas jest królewiczem, w którym płynie krew największych dynastii w ówczesnej Europie? A jednak, Kazimierz może być nam bliższy niż mogłoby się wydawać.
Królewięta nie były chowane tylko w aksamitach i jedwabiach. Nie u Jagiellonów. Od dzieciństwa było mnóstwo nauki, dyscyplina i dość surowe warunki. I ciągła podróż. Tylko do trzynastego roku życia królewicz z braćmi mieszkał w kilkunastu miejscach. Potem nieudana wyprawa po koronę Węgierską. Abstrahując jak wielki wpływ miała na życie królewicza, jedno jest pewne nie miał łatwo. Jest coś w Kazimierzu, że ówcześni go chwalą, czy jak jest jeszcze nastolatkiem czy jak obejmuje namiestnicze rządy w Koronie. Był pilnym uczniem, umiał przemawiać. Gdy już dorósł mógł czerpać z życia pełnymi książęcymi rękami. A on się dystansuje. Ale nie odrzuca ostentacyjnie świeckiego życia. Wypełnia powierzone mu zadania najlepiej jak umie. Odsuwa się od życia powoli tylko po to, aby być bliżej Boga. Chce kochać Pana jeszcze więcej, mocniej. Bóg daje mu chorobę. Na pewno cierpi. Walczy ze słabością ciała. W żadnym wypadku nie możemy stwierdzić, że miał przed sobą łatwe wybory. Ale każdy jego wybór sprawiał, że odrywał po kawałku od siebie wszystko co oddzielało go od Boga. Powoli więc staje w Prawdzie. Zaczyna widzieć siebie i innych ludzi takim jacy są w rzeczywistości. I kocha ich. Takich słabych, grzesznych, nic nie rozumiejących. I kocha siebie, choć widzi, że jest słaby i nic nieznaczący. I kocha Boga. Kocha czyli wypełnia i zgadza się zupełnie z wolą Boga. Oczekuje wszystkiego od Boga. I poprzez cierpienie oraz sakramenty, a przede wszystkim Komunię Świętą powoli łączy się zupełnie z Chrystusem. I umiera, bo czyż będąc tak blisko Boga mógł jeszcze żyć wśród ludzi? Królewicz Kazimierz był jednym z lepszych kandydatów na króla Polski jakich mieliśmy w historii. Starannie przygotowany do tej roli. Obdarowany talentem i wszelkimi cnotami przykładowego chrześcijańskiego władcy. Byłby wspaniałym królem. A może nie. Bo byłby za dobry. Za wyrozumiały. Za hojny. Choć wierzę, że nie brakło by mu stanowczości, konsekwencji i determinacji, a przede wszystkim miłości. Wszak cóż go zaprowadziło do świętości?
Dobrze jest się z nim przyjaźnić. Dobrze jest go poznawać i zbliżać się do niego. On dużo rozumie. To jak się gubimy w świecie polityki. Jak boimy się cierpienia. Doskonale wie, jak to jest wybrać coś czego nie rozumieją inni. Rozumie jak czasem bolesne jest wychodzenie ze własnego „ja” i odkrywanie swojego prawdziwego serca. I trzyma nas za rękę i mówi: chodź jedyną słuszną drogą do naszego Pana i Zbawiciela!

E.Sz.

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu