Pielgrzymka piesza do naszej Matki – wielka łaska i sama radość

Na sierpniowej pielgrzymce do Częstochowy, z Warszawską Akademicką Pielgrzymką Metropolitarną (WAPM), byłem do tej pory już parę razy. Również w tym roku Pan Bóg mi dał tą wielką łaskę, za którą jestem bardzo wdzięczny. Wiele razy dziękowałem naszej Matce radośnie i z całego serca. Prosiłem równocześnie o łaski dla osób, które się za nas modliły i nam pomagały, czyli dla rodziny, osób konsekrowanych oraz innych z grona przyjaciół i znajomych, a także dla ludzi spotkanych w drodze, zarówno przed pielgrzymką jak i w jej trakcie. Już widać jak liczne są łaski związane z taką pielgrzymką. Świadczy też o tym fakt, że nie raz wyraźnie czuć, jak Szatan nie lubi tego wszystkiego, jak na różne sposoby stara się, aby nasza osobista pielgrzymka nie wyszła, lub owoce z niej się zepsuły.

Chcę napisać o tym, że z tyloma łaskami czuję się jak najbogatszy człowiek na świecie i jak ta pielgrzymka pozwala mi w każdej trudnej chwili życia powrócić do stanu spokoju i radości.

Moja pierwsza pielgrzymka odbyła z żoną tuż przed ślubem. Miałem już 27 lat, ale nigdy na niej nie byłem. Stała się ona dla mnie przeżyciem nie do zapomnienia. Od tej pory zdecydowanie zostałem pozytywnie „uzależnionym” od pielgrzymki.

Kiedy nasze pierwsze dziecko, Marysia, miała półtora roku, poszliśmy z nią tylko na jeden weekend. Tak mi się spodobało iść w pielgrzymce jako rodzina, że w sercu miałem wyjątkowe mocne postanowienie – za rok pójdziemy na całą pielgrzymkę. Przez cały czas nieustannie o tym myślałem. Przy planowaniu urlopu w pracy, wziąłem pod uwagę to postanowienie. Żona nie do końca była przekonana do tego pomysłu, czyli pójścia na całą pielgrzymkę jako rodzina twierdząc, że „dziecko będzie miało tylko dwa i pół roku, jak to będzie…”, a w rodzinie były głosy, że „przecież lepiej z takim dzieckiem jechać nad morze”. Dzięki Bogu żona przekonała się do pomysłu i wzięła tak naprawdę cały ciężar przygotowań na siebie. Trzeba było wymyśleć sposób jak Marysi zapewnić komfort, bo „będzie się nudziła, będzie wyłaziła, będzie w trakcie odpieluchowania, będą upały i deszcze, musi dobrze spać i jeść,…” Jako że tak samo ważny, jak porządne buty dla nas, jest środek transportu dla niej, kupiliśmy używaną przyczepkę rowerową. Lekką, aluminiową, dobrej marki, która się dobrze toczyła. Przerobiliśmy ją na wózek dla Marysi i … oto jej ruchome królestwo na deszcz i słońce. Księżniczka mogła się udać w drogę do naszej Królowej Polski.

Okazało się że Marysia niesamowicie polubiła pielgrzymkę. Integrowała się ze wszystkimi, lubiła spać w namiocie. Nie nudziła się w wózku, bo miała ze sobą koce, dwa pluszaki, mogła wygodnie spać w drodze, lub pogadać z braćmi i siostrami (na pielgrzymce jesteśmy wszyscy braćmi i siostrami), przeżyć śpiewy i modlitwy. Podziwiać polskie krajobrazy, poznawać ciekawe nowe rzeczy, doświadczać życzliwości i bezcennej pomocy braci i sióstr, hojności i serdeczności ludzi po drodze. Marysia otrzymała osobiste błogosławieństwo od Prymasa Józefa Glempa. Podczas całej pielgrzymki zbierała wiele błogosławieństw, łask, doświadczeń oraz przykładów jak radość Boża pracuje w pielgrzymach. To był czas prawdziwie rodzinny, gdy siedziała nieraz cały etap na barana, radośnie skakała na trampolinie w miejscu noclegów, bawiła się z nami na placach zabaw po drodze (Pan Bóg o wszystko się troszczył!), siedziała z nami wysoko na belach słomy, leciała jak samolot lub pędziła jak wyścigówka, za każdym razem gdy po sikundce musieliśmy doganiać przód grupy. Dostała tysiące odpowiedzi na jej pytania i na końcu przeżyła jeszcze miły czas wakacyjny z nami już w Częstochowie. Ta pielgrzymka została w naszym sercu na cały rok. Marysia często wracała z uśmiechem do wspomnień o niej i pytała „Kiedy znowu będzie pielgrzymka? ”

Jedną z wysłuchanych intencji była ta, że rok później dostaliśmy od Pana Boga naszego Szymka. Temat pielgrzymki się przy tym jednak nie skończył. Kiedy Szymon jeszcze był pod sercem żony, zacząłem już się modlić o to, żeby było możliwe jeszcze raz iść na pielgrzymkę całą rodziną. Wiedziałem, że przecież jest mnóstwo rzeczy, które mogą spowodować, że nie da się iść. Tym bardziej całą rodziną. Dlatego postanowiłem, że będę się o to modlił na długo przed. W ciągu tych miesięcy Szymon się urodził, wszelkie trudności i przeciwności związane z taką prośbą do naszej Matki zostały krok po kroku w swoim czasie rozwiązane. Tuż przed wyjściem (WAPM zawsze wychodzi 5 sierpnia rano) zmarł Prymas Józef Glemp i prosiłem Go w katedrze o wstawiennictwo „żebyśmy mogli iść całą rodziną”. Rozpoczęliśmy pielgrzymkę i przeszliśmy całą! To cud i znowu wspaniały czas. Szymon miał wtedy osiem miesięcy. Wielka radość i poczucie wolności, znowu ze swoim wewnętrznym działaniem na dalsze miesięcy.

Matce Bożej bardzo miłe są te pielgrzymki. Dla całej Polski – Ojczyzny naszej –  i dla polskich rodzin wypraszają morze łask. Na trasie pielgrzymki spotykamy wiele ładnych sanktuariów. Tak naprawdę cały szlak jest maryjny: Niepokalanów, Miedniewice, Boguszyce, Krzemienica, Inowłódz, Smardzewice, Sulejów, Przerąb, Gidle, Mstów. Można zorganizować kiedyś osobistą pielgrzymkę do jednego z tych sanktuariów. Warto!

Zaczęliśmy już marzyć i tęsknić, i myśleć jak pójść w następnym roku. Myślałem na przykład o rozbudowie tego wózka, ale lepiej było polować na podobny wózek. Rzeczywiście niedługo po pielgrzymce taki znaleźliśmy. Czyli będziemy szli, tak? … Jednak pół roku po pielgrzymce Pan Bóg hojnie nas zaskoczył, znowu spodziewamy się dziecka. Tak dla wiadomości, nie jesteśmy jedynym małżeństwem, gdzie pielgrzymka pod kątem wypraszania łask dla rodziny i jej powiększenia skutecznie działa. Oprócz spełnienia najpopularniejszej intencji pielgrzymki, czyli znalezienia dobrego męża lub żony, jest to często wysłuchana intencja.

Mogłem się wtedy dołączyć tylko na weekend i to bez dzieci, które zachorowały. Widocznie tak miało być. Dzięki temu szedłem z przyjaciółmi, którzy po wielu namowach w końcu spróbowali pierwszy raz pójść na pielgrzymkę. Na razie tylko na weekend, z dwójką dzieci. Mogłem im pomóc tak samo jak inni pomogli nam we wcześniejszych pielgrzymkach. Niedługo po tym przyszła w dodatku radosna wiadomość, że i oni dostali od Boga łaskę – spodziewają się trzeciego dziecka!

Miesiąc po pielgrzymce, urodził się Antek. Niestety urodził się przed terminem. Niedługo potem ciężko zachorował i trzeba było mu ratować życie. Dzięki Bogu wszystko dobrze się skończyło. Antek jest zdrowym, rocznym, miłym chłopczykiem.

Ponownie postanowiłem, że jeśli będzie to wolą Bożą, to modląc się z dziećmi regularnie przez cały rok, będzie nam dane pójść znowu całą rodziną. Doświadczenie już mieliśmy, mogliśmy liczyć na pomoc braci i sióstr na pielgrzymce, a drugi wózek już czekał (i nawet służył w parafialnych pielgrzymkach pieszych).

Trzeba było więc się pomodlić o urlop, zdrowie, fizyczne możliwości i wiele innych rzeczy Bogu wiadomych. Wyszło tak, że w ostatniej chwili, mimo nowej pracy, dostałem urlop. Mimo wątpliwości otoczenia (zapowiadały się same upalne dni) czuliśmy mocne pragnienie i ufność w sercu, że wszystko będzie dobrze. Mimo świadomości, że nie będzie łatwo, radość którą z góry odczuwaliśmy w sercu zapewniła nas, że „TAK, warto!”. Pan Bóg dał nam wspaniałe upały (wolę je od deszczu), braci i siostry do pomocy, wiele przeżyć duchowych i rodzinnych oraz radość w sercu. Znów się czułem prawdziwym wolnym człowiekiem. Dodatkowym darem  Pana Boga było to, że ojcowie z Niepokalanowa, którzy już od paru lat tak wspaniale prowadzili grupę brązową WAPM, w tym roku jeszcze raz z nami mogli być. Znowu wspaniała pielgrzymka, pełna przygód i wrażeń duchowych, osobistych, rodzinnych i pielgrzymkowych. W tym roku było jeszcze więcej rodzin z wózkami i dziećmi w różnym wieku! Bardzo miły czas.

Bogu dzięki i chwała.

Tata Michał

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu