Odcinek 15, Odcinek 16

Odcinek 15

Nagoszewka to duża wieś oddalona od Sierakowa o niezmierzoną liczbę pacierzy. Ojciec Michał prawie konia zamęczył, ale zdążył w kilka godzin do umierającego przybyć. Wpadł do dworu ledwo dychając i kazał od razu prowadzić się do chorego. W dużej izbie sypialnej, bogato zdobionej i mimo tego ponurej, na sporym łóżku leżał Konstanty Acan. Zapach wypalających się gromnic, wilgoć i jesienny chłód sprawiał, że od progu już brakowało tchu. Widok umierającego dobijał tylko i tak smutny obraz sypialnej izby. Na widok ojca Michała Konstanty lekko się uniósł chociaż wierny parobek czuwający przy posłaniu nie pozwalał mu się nad to nadwyrężać.

Trzeba tu pokrótce przybliżyć historyję rodziny umierającego. Gdyż niewątpliwie jest ona ciekawym przypadkiem, ku przestrodze dla ludzi i całych przyszłych pokoleń. Konstanty Acan był synem Zbigniewa Acana. A Zbigniew pojawił się w Nagoszewce przed wielu laty jako bogaty kupiec. A pojawił się nie wiadomo skąd i po co. Znalazł też żonę i owszem. Była to chuda Maryśka z Jabłonkowa. Młodziutkie dziewczę kochliwe i urodziwe. Poszła od razu za niego, bez proszenia. Rodzice chętnie oddali, ona chętnie poszła, a on chętnie wziął. Rozumem nie grzeszyła, ale ugotowane i uprane miał, a i o to mu chodziło. Nie bił jej, nie hulał, no do czasu. Jak dorobił się trochę na dobrym zbożu i drewnie, po świecie zaczął jeździć i hulać jakby Boga nie było. Ale Nagoszewka nie zawsze była Acanowa.

Majątek w Nagoszewce, dwór, folwark z wsią całą dużą i bogatą należał bowiem do Daniłowicza. Tak, tak Daniłowicza Marcelego czyli dziada naszego Antoniego! Nagoszewka była w rodzie Daniłowiczów od bardzo dawna, nadana kiedyś, kiedyś przez króla Zygmunta pradziadom za zasługi w wojnie, ale z kim, o co? Kto by to spamiętał. No i Marceli zarządcą dobrym nie był, trochę długów, trochę zaległości u ziomków porobił. I pojawił się Acan, z pieniędzmi, jednym kufrem i podkręconym wąsikiem. Buch, Nagoszewka sprzedana! Marceli z dobytkiem i Ignacym w łonie matki na wóz i do miasta za chlebem pojechał. Był pan i nie ma pana. Zbigniew Acan na Nagoszewce osiadł, wziął chudą Maryśkę za żonę i wcale nie przejmował się, że chłopka we dworze ma zamieszkać. Maryśka księżniczką z dnia na dzień się stała i rozum całkiem od tego straciła. Ale nie bardziej niż stary Acan. Ten po świecie jeździł i nic dobrego ze świata nie przywiózł. Po jednej z podróży czy to do Królestwa Angielskiego, czy do Francji? Ludzie nie pytali, z której, przywiózł Acan księdza. Tfu! Przebierańca! Oświadczył, że wiarę rzymską, katolicką porzuca i nadal chrześcijaninem nazywając się, żonę oddala i drugą bierze! Angielkę, a może Francuzkę. Tfu! Luterankę! Chuda Maryśka wróciła do Jabłonkowa, choć nie chciała, rodzice też nie chcieli, ale Acan chciał i wyprawę dał. Ludzie jak to ludzie pogadali popłakali, ale do roboty w Nagoszewce i tak się najmowali bo Acan płacił dobrze i ludzi nie bił. Ale żonę Angielkę czy Francuzkę ponoć już tak. Żona o dziwnym imieniu, co to w polskiej mowie zabawnie brzmi powiła małego Acana Konstantego, a sama zległa w połogu, dni swych niedoczekając.

Konstanty chował się z mamkami i z ojcem, który to zmysły tracił i ludzi, i konie zaczął batem jednako traktować. A nawet do zboru, który kazał wybudować już nie chodził i księdza przebierańca wygnał na trzy wiatry. Konstanty w wierze luterańskiej ochrzczony został wedle życzenia matki. I tak żył jak odmieniec w Nagoszewce, majątkiem jako tako zarządzając. Rodziny nie założył, syna nie spłodził. Ot umrzeć mu przyszło. A samiutki był, to choć parobek przyszedł mu Ojcze Nasz zmówić. Konstanty wezwał ojca Michała, choć osobiście nigdy się nie poznali, a tyle co słyszeli o sobie. Bliżej było do Jabłonkowa, albo Chciejek do plebana jechać, ale Acan, stary, uparty i umierający, więc wysłano pachole do Siarkowa po ojca Michała. W Siarkowie Marcin czuwając w zakrystii pachole wysłał na bal do Sierakowa i tak zdyszany Maciek odnalazł duchownego.

Ojciec Michał wiedział, że innowierca może chcieć przed śmiercią pojednać się z wiarą naszą najświętszą to i pognał jak najszybciej, i modlił się całą drogę o to aby zdążył. Konstanty do pojednania nie był taki skory jak się okazało. Wszystko mu jedno było, bo ani w piekło, ani w niebo nie wierzył, czym zasmucił wielce ojca Michała. Czasu nie było na nawracanie, i ojciec Michał właściwie nie wiedział jaka wtedy jego rola przy umierającym skoro ten sakramentów świętych nie chce i już! Konstanty jednak jedyne co chciał to spowiedź uczynić ale nie ze swoich grzechów. Na te bowiem czasu już nie było. Powiedział ojcu Michałowi dwa, może trzy zdania, dał do ręki testament i skonał.

A dusza jego biedna nie wiedziała gdzie iść. Jednak gdzieś tak w kącie w niebo wierzyła, to Anioł wziął i w niebieskie przedsionki dusze zaprowadził. A ojciec Michał obiecał msze odprawiać co piątek każdy, aby dusza z czyśćca do nieba dopuszczona została. I pognał ojciec Michał z powrotem do Sierakowa testament w ręku ściskając i w gardle łzy, co mu naszły jak spowiedź umierającego usłyszał.

 

Odcinek 16

Sprzątanie i porządki po balu poszły sprawnie i nadzwyczajnie szybko. Pan Sierakowski z panem Daniłowiczem o śmierci Acana nie przestawali rozmawiać. Czekali tylko wiadomości, na kiedy wyznaczono dzień pogrzebu. Zupełnie zapomnieli Antoniego w sprawę wtajemniczyć, czemu oto tak interesują się rozwojem wypadków po śmierci tegoż szlachcica. Antoni więc rzucił się w wir zajęć w gospodarstwie tak, że nie myślał o balu już prawie w ogóle. Czasem tylko gdy na maliny wybrać się chciał o panience Aurelii dumał, czy nadaje aby się ona na żonę. Jednak zaraz przypominał sobie, że ani żenić mu się nie chce, ani na szczęście, dla panienki Aurelii żadnym on kandydatem.

Ojciec Michał z testamentem przyjechał. Jednak otwarcie dokumentu wyznaczył na pogrzeb Acana. Toteż rozmówił się prędko z Sierakowskimi i Daniłowiczami, i w te pędy do Nagoszewki miał wracać. Państwo na herbatę prosili ale duchowny tylko jeszcze Annę odwiedził. Długo w pokoju rozmawiali. Chociaż raczej ojciec Michał mówił, a Anna przytakiwała. Promieniała na twarzy i wypisała duchownemu swoje ostatnie przeżycia. Czuła się lepiej ale ciągle prosiła ojca Michała o modlitwę. Odjeżdżając duchowny porozmawiał też chwilę z Antonim i poradził mu radośnie, żeby do świętego Józefa o dobrą żonę modlił się. Antoni zmieszany zamruczał tylko, że on na męża to się wcale nie nadaje. Na co ojciec Michał machnął ręką i powiedział, że o tym kto zdatny do małżeństwa to Pan Bóg decyduje!

Doktor Monsier zaraz po balu wyjechał pośpiesznie, jednak wrócił za trzy dni i od razu z państwem Sierakowskim widzieć się chciał. A był to dzień znakomity, słoneczny i jasny jakby nie jesień a wiosna trwała w najlepsze.

Anna spacerowała z Hanusią po ogrodzie, postanowiły napić się herbaty. Hanusia nie miała humoru na opowiadania i historie, toteż w ciszy zupełnej usiadły na ganku. Anna otuliła się wełnianą chustą i przymrużyła oczy, na tyle, aby obserwować Antoniego, który podprowadził Sokoła przed duży klomb. Krzątał się przy koniu jak pani Aniela w kuchni. A to poprawiał siodło, a to strzemiona. Głaskał, czesał i prawie tańczył wokół ogiera. Obserwacje Anny, przerwał jej szloch matki, który usłyszała przez otwarte okno do gabinetu. Pan Sierakowski pytał doktora:

– Panie Monsier tu o życie mego dziecka chodzi? Czy jest pan pewien, że innego wyjścia nie ma?

– Panie Stanisławie, wystarczająco długo tu już jestem. Przykro mi nie ma dla panienki Anny nadziei.

Anna położyła palec na usta Hanusi, gdy ta chciała coś powiedzieć. Delikatnie przysunęła się do okna aby lepiej słowa pochłaniać.

– Doktorze, gdzie bliżej nie można by Anny umieścić?

– Czemu aż do Wilna?

– Pani Katarzyno, tam siostry Katarzynki zajmą się Anną troskliwie…

Anna zrozumiała szybko o czym to rodzice jej z doktorem rozmawiają. Wybuchła natychmiast spazmatycznym płaczem. Drżała calusieńka i nie dała Hanusi wziąć się w ramiona. Jej przeraźliwy krzyk i szloch oderwał od roboty Antoniego, który w te pędy rzucił się na ganek. Uniósł Annę i szybko zaniósł ją do jej pokoju, zanim przystąpili do nich państwo Sierakowcy z doktorem. Antoni delikatnie jak tylko umiał ułożył szlochającą panienkę na białych poduszkach. Anna zbliżyła się do jego twarzy i wyszeptała łkając:

– Nie pozwól aby mnie wywieźli do Wilna…


Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu