Odcinek 13, Odcinek 14

Odcinek 13

We dworze sierakowskim jak w ulu. Od świtu uwijały się kucharki i służące. Cały dwór poruszony był i zapracowany. Nastał bowiem dzień balu. Cała okolica czekała nań jak na największe święta. Miały się zjechać osobistości z samej Warszawy i Wilna. Służba od rana stoły rozstawiała w specjalnie na tę okazję przygotowanych namiotach oraz w największej stodole.
A stodoła ta nie była byle jakim spichlerzem, ale zbudowana z najwyższej jakości drewna
i sztukateriami ozdobiona. Wybudowaną ją przed laty z myślą bardziej o balach niźli
o przechowywaniu siana i słomy. Toteż kiedy dzień balu nastał, stodoła pięknie przyozdobiona roślinnością, świecami i girlandami z koronek, wyglądała jak sala pałacu jakiego. We dworze czekały na gości pokoje wszystkie odświeżone. Również w rządcówce nocowanie przygotowane było dla biesiadników, jak i w służebnych oficynach.

Państwo Sierakowscy w najpiękniejszych sukniach gości witali z dworskiego ganku. Pani Katarzyna ubrała pięknie skrojoną i ozdobioną haftami roślinnymi, suknię złotawą. Z kołnierzem białym i zielonymi, małymi falbanami, które pantofle zakrywały. Aksamitny kołpaczek na ślicznie upiętych włosach dodawał charakteru polskiego. Rodowe diamenty, które pobłyskiwały zza kontusika, dodawały jeszcze większej dostojności pani dworu. Pan Stanisław strój wybrał również polski, szlachecki. Bez żadnych francuskich dodatków. Począwszy od kołpaka strojnego na wypoczętej głowie, a kończąc na skórkowych boczmagach na czerwono farbowanych. Żupan wyjął na tą okoliczność najstrojniejszy ze złotymi nićmi i równie bogato zdobiony kontusz. Wszystko zaś dopełniał oczywiście pas w kwiaty śliczne i karabela doń przymocowana.

Towarzystwo jednak czekało na największą niespodziankę balu. A mianowicie okolice obeszła szybko wieść, że na bal wybierze się panna Anna. Przez ostatnie lata na balach się nie pojawiała, gdyż nie pozwalała jej na to choroba. Och jakże ciekawy panienki był lud i szlachecki
i pospólstwo. Cuda i dziwy opowiadali o jej urodzie oraz szkaradności. Nikt nie potrafił powiedzieć nigdy, czy ładną jest, czy nosi się strojnie, czy jak na szaleńca przystało, odziewa się w łachmany.

Anna tymczasem rzeczywiście witalności nabrała i ochoty na bal. Hanusia przysięgła, że nie opuści jej na krok. Anna czuła też, że musi figurą i strojem rodzicom wstydu nie przynieść. Toteż dała Hanusi upiąć włosy! Suknię przez panią Anielę szczęśliwie ukończoną włożyła. Gdy towarzystwo procesją do stodoły ruszyło za państwem Sierakowskim, na końcu za wszystkimi poszły Anna z Hanusią. Nie było to wedle etykiety, ale ustalono tak by Anna nie musiała iść na widoku przed wszystkimi. Jednak pomysł ten okazał się zupełnie niefortunnym. Gdyż goście już wszystkie ławy i miejsca wyznaczone pozajmowali, we wierzejach stanęła Anna z Hanusią. Brać cała zamilkła. Anna gotowa była uciec, ale tak o znikąd modlić się zaczęła o siły, aby godnie na miejsce swe się udać. Miejsce zaś wyznaczono jej obok rodziców, a naprzeciwko państwa Daniłowiczów, Antoni więc po ukosie tylko mógł obserwować niebogę.

Biesiada rozpoczęła się w południe, gdy tylko dzwony zawołały na Anioł Pański, a ojciec Michał modlitwą obiad rozpoczął. Gdy potrawy i trunki służba roznosić zaczęła, wrzawa i gwar naraz nastał w stodole. Goście nadziwić się nie mogli widoku panny Anny. Panowie zgodnie twierdzili, że piękną, choć bladą jest kobietą. Panie zaś w większości przyznać nie chciały, że mimo choroby Anna wygląda jak rusałka z leśnych opowieści. Suknia, biała poloneska, z wąskimi rękawami, dopasowanym stanikiem i spódnicą drapowaną z błękitnymi koronkami oraz aksamitny kontusik, nie leżały nigdy u nikogo tak pięknie. Włosy Annie upięto doskonale, a sprowadzony z zagranicy biały amarylis, wpięty nad uchem dodawał jej wdzięku i urody.

Antoni również zauważył, że Anna wygląda zupełnie inaczej niż zwykle. Patrzył jednak na nią jak na wątłą i słabą istotę. Widział w jej oczach strach i obawę ogromną. Jakby miała zemdleć zaraz lub uciec najdalej jak się da. Antoni pomyślał, że przecież to on, na obiedzie zjawił się z zamiarem ucieczki zaraz jak tylko tańce się rozpoczną, jednak czuł, że musi zostać i czuwać by w razie czego Hanusi pomóc Annę odprowadzić. Trzymało go jeszcze jakie przekonanie, że jeszcze nie wszyscy goście przybyli na bal. I nie mylił się. Bowiem na trzecie danie, spóźnieni państwo Potoccy z córką do biesiadnej stodoły zawitali, głośno za spóźnienie przepraszając i za zaproszenie dziękując. I tym razem szmer nie tylko gawiedzi zwiastował wyrażane opinie o panience Aurelii. Teraz jednak wszyscy zgodnie orzekli, że piękniejszej niewiasty na balu nie ma…

 

Odcinek 14

Bal, jak to bal. Znowuż więcej było przygotowań i pracy przed świętowaniem jak samego balu. Goście tłumnie zgromadzeni, markotni zdawali się. I nie wiadomo, co spowodowało ponury nastrój. Panienka Anna rozczarowała najwyraźniej towarzystwo, że okazała się być zwykłą niemową, a nie szkaradą z pomylonymi zmysłami. Panienka Aurelia na próżno szukała sposobu, aby zbliżyć się do Antoniego, bo ten ani myślał w towarzyskie rozmowy się wdawać. Państwo Sierakowscy skurczu mięśni twarzy dostali od uśmiechów i życzliwości okazywanej gościom. Tańców było mało, a kuglarze wędrowni zaproszeni nie dali cudnych popisów, a zwykłe jakieś wygłupy, co i chłopi pokazać by mogli. Państwo Daniłowiczowie ukontentowani spotkaniem z Potockimi powspominali stare czasy i ponarzekali na obecne. Miód się wylał litrami. Przepiórki zjedzono. Ciasta i kołacze wyczyściła gawiedź. I po balu. Bez skandalu ani bijatyki. Zwykły bal, że aż serce bolało zaproszonych, że tak wszystko pięknie się udało.

Już zaczęli pierwsi goście opuszczać świąteczną stodołę. Jednak przy wejściu poruszenie wśród służby zaniepokoiło gospodarzy. Jeden z parobków przybiegł do ojca Michała i coś na stronie mu tłumaczył. Wszyscy umilkli i czekali cóż to mogło tak nagle go poruszyć. Duchowny wstał pośpiesznie znak krzyża uczynił i w te pędy, głową skinąwszy na pana Sierakowskiego, wyszedł. Pan Stanisław wyleciał jak strzała za zakonnikiem. Zaraz jednak wrócił i gościom wytłumaczył, co za nowina ojca Michała tak pognała. Otóż wezwano go do umierającego. A człowiek ów ku końcu życia nikogo innego nie chciał widzieć jak tylko duchownego z Siarkowa. Wszyscy zgromadzeni rozumnie głową pokiwali, bo przecież ważniejszej posługi nie ma jak ostatnie sakramenta. Jednak, gdy padło nazwisko, tego, który o ostanie namaszczenie prosił, powstał gwar i zamieszanie. Młodzi tylko nie wiedzieli i ze zdumieniem starych oglądali, dlaczego imię pana Konstantego Acana spowodowało takie poruszenie. Pani Aniela szaty prawie rozrywała, a pan Ignacy zaniemówił całkowicie i usiadł z wrażenia. Anna wystraszona pobladła, bo szmer i gwar niepokój w niej jakiś obudził. Aurelia poprawiając nieustannie fryzurę szukała wzroku Antoniego, chcąc wykorzystać zamieszanie i porozmawiać z nim chwilę. Antoni zaś zaraz do Hanusi skoczył i zapytał czy pomocy do odprowadzenia panienki nie trzeba. Anna próbowała uśmiechnąć się do Antoniego, ale zupełnie jej to nie wyszło i z dziwnym grymasem wbiła wzrok w talerz. Hanusia powiedziała, że poczekają aż wszystko przycichnie i wtedy na spoczynek się udadzą. Antoni wtedy podszedł do matki i ojca dowiedzieć się, czemu tak ich ta nowina z równowagi wyprowadziła. Daniłowiczowie jakby się naradzali z Sierakowskimi, ale Antoni ni jak nie mógł rozeznać, w jakiej sprawie. Nie dali mu dojść do słowa, pochłonięci całkowicie rozmową. Antoni wyszedł więc ze stodoły powietrza zażyć, bo już dość zupełnie miał balu. Naturalnie spostrzegła to panienka Aurelia i niezauważona przez nikogo wymknęła się również ze stodoły.

– Czy panu też sprzykrzył się gwar i larum przyjęcia?

Antoni nie zwyczajny zupełnie, że niewiasta rozmowę z nim zaczyna, początkowo nawet nie odkręcił się, gdyż nie spodziewał się, że to do niego skierowano pytanie. Gdy odwrócił się i zobaczył to cudo kościelne przed nim, lica jego spłonęły i zaniemówił.

– Duszno też jakoś w stodole się zrobiło, powietrza aż zbrakło.

Drobnymi dłońmi wachlowała się przy twarzy.

– Panienka wybaczy, nie przedstawiono nas nigdy, a jakbyśmy się znali. Antoni Daniłowicz.

Sam sobie się dziwiąc Antoni pięknie się ukłonił i dłoń wyciągnął jak panicz prawdziwy. Uśmiechnął się promiennie i zobaczył, błysk w oku panienki taki, że gdyby świeca jaka blisko stała to zapłonęłaby od tego błysku!

– Aurelia. Aurelia Potocka. Niezmiernie mi miło pana poznać wreszcie. Rodzice nasi znają się z lat moich dziecinnych. Dlatego może się wydawać, że znamy się. Czy wtedy w kościele, jakiś wypadek się stał, czy wszystko już dobrze?

– Wtedy panienka Anna…yyy, potrzebowano mojej pomocy, ale wszystko szczęśliwie się skończyło. Jak panience podoba się Sieraków?

– Och podoba, podoba. Tak mi się podoba, że nigdzie indziej żyć dusza by nie chciała. A to pan ponoć o wszystko tak tu dba. Cała okolica mówi, że zarządzania państwa Sierakowskim zazdroszczą nawet pod Warszawą.

Antoni znów poczerwieniał do pochwał niezwyczajny. Wiedział, że robotą ciężką wszystko wypracowane, ale nie uważał siebie za jedynego sprawcę dobrego gospodarowania. Wiedział, że to pokolenia przeszłe już swoje zrobiły, a i teraz mnóstwo ludzi na chwałę Sierakowa pracuje. Chciałby zmienić temat na każdy inny, ale, o czym tu prawić z niewiastą?

– Piękna dziś pogoda, w sam raz na bal. A panienka na długo do miasta przyjechała?

– Mam nadzieje, że tak. Ojce moje chcą już dni swoich dokończyć, a ja…

Aurelia udając zakłopotanie, zamrugała oczętami i skończyła:

– A ja mam nadzieje, również tu życie sobie ułożyć.

– I słusznie. To dobra okolica do spokojnego życia. Ale świat również ciekawy do oglądania. Pani pewnie bywała w świecie i różne kraje i ludzi widziała.

– Ach, co ja tam widziałam. Wszędzie ludzie tacy sami. Kawa taka sama. Perły takie same. Mowa tylko różna. Świat nie jest taki ciekawy jak się wydaje.

Zasmucił się Antoni, bo zawsze wydawało mu się, że panny wykształcone i obyte świat miłują i poznając go, innym chcą świat przybliżyć.

Konwersacja ich może by i poszła w jakimś ciekawym kierunku, ale w stodole z ław powstawano i kończono już bal definitywnie. Antoni ukłonił się lekko na pożegnanie i zostawił Aurelię bez odpowiedzi. Panienka zatrzepotała tylko rzęsami i odwzajemniła uśmiech. W sercu postanowiła najzwyczajniej w świecie uwieść Antoniego. Uczucia jej było gorące i młodością mocno naznaczone. Któż jednak zabroni dziewczynie kochać bezrozumnie? Któż jej przeszkodzić może w planach i marzeniach?


Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu