Odcinek 11, Odcinek 12

Odcinek 11

Aurelia, tego dnia, kiedy to trafiła w kościele na panią Daniłowiczową, wróciła do domu głęboko zamyślona. Zawiadomiła matkę o zaproszeniu na obiad przez panią Anielę. Jednak pani Krystyna Potocka oburzyła się, zarówno na formę jak i sposobność zaprosin. Na próżno Aurelia tłumaczyła, że Daniłowiczowa nie wiedziała, że wrócili do miasta, więc nie mogła wysłać stosownego listu, a zaproszenie było z czystego serca i z największą uprzejmością uczynione. Matka nie dała się przejednać i ostatecznie postanowiła na żaden niedzielny obiad się nie wybierać, a czekać na oficjalne zaproszenie ze strony państwa Daniłowiczów. Aurelia nie mogła znaleźć sobie miejsca ani w domu ani załatwiając różne sprawy w miasteczku.

Potoccy byli od dawna zaprzyjaźnieni z Daniłowiczami. Aurelia ledwo pamiętała tą rodzinę, bo prawie niemowlęciem była jak rodzice z miasteczka wyjechali. Ale Daniłowiczowie często w historiach i anegdotach rodzinnych pojawiali się i to zawsze raczej w przyjaznym i serdecznym opowiadaniu. Jednak ani rodzice Antoniego, ani nikt nie wiedział, dlaczego przed kilkunastu laty Potoccy niespodziewanie wyjechali z Siarkowa, z nikim prawie się nie żegnając. Tym czasem ci mieli za sobą burzliwy czas, w którym to podróżowali nie tylko po Rzeczpospolitej. Nagły ich wyjazd spowodował nikt inny jak starszy brat Aurelii, Tadeusz, który to postanowił wywołać prawdziwą awanturę, chcąc porwać córkę jakiegoś wysoko postawionego generała z samej Warszawy. Rodzicie dowiedziawszy się o planach syna postanowili udaremnić jego niecne plany. Fortelem, dla dobra kochanków oczywiście, zapobiegli nieszczęściu i w trybie pilnym wyjechali najpierw do Krakowa, potem zaś do dalekiej rodziny w Angielskim Królestwie.

Jakieś dwie wiosny temu, kiedy to Daniłowiczowa towarzyszyła państwu Sierakowskim w italijskim odpoczynku, spotkała w Sirmione Potockich z nastoletnią Aurelią. Stąd pani Aniela poznała dziewczę w kościele. Spotkanie ich na ziemi Italskiej było nieprawdopodobne. Państwo Sierakowscy udali się nad jezioro Garda, które słynęło ze swych źródeł zdrowotnych. Wątpili czy piękne widoki i zdrowe powietrze pomogłyby Annie w chorobie, ale spróbować postanowili. I tak też wyszło, że Anna wynajętego domu prawie nie opuszczała, a tylko z książkami i z opiekunkami siedziała. Za to jej rodzice i pani Aniela swoje skołatane nerwy nader często w leczniczych wodach rozpuszczali. Używali również powietrza i widoków nadzwyczajnych. Na jezioro i góry napatrzeć się nigdy nie mogli. Pan Sierakowski interesy poruszał, bo ziomków z Rzeczpospolitej wiele przebywało również w tym czasie w Siermione. I otóż, gdy wyjeżdżać już mieli i ostatnie śniadanie nad jeziorem spożywali, okazało się, że w miasteczku jakiś festyn urządzano. Wysłano tylko panią Anielę, aby rozpatrzyła, czy warto podróż odkładać. Pani Aniela ochotnie na zamek się udała. Zamek okazałym był zabytkiem, a zręcznie prosperującym i przez właścicieli, pewno magnatów weneckich jakiś, bogato utrzymanym. Toteż jakieś święto miasteczka postanowiono z rozmachem urządzić na dziedzińcu zamkowym. Tłum nieprzebrany, panów i łyków, a i pospólstwa zwykłego zebrał się, aby kuglarzy i cudaków pooglądać. Pani Aniela sprawnie rozejrzała się, zakupiła trochę niespotykanych serów do pokosztowania i już miała wracać do swoich. Wtem usłyszała mowę rodzimą, czystą i śpiewną. Przywitać się chciała i dowiedzieć skąd też rodacy do źródeł przybyli. Obejrzawszy się w szał radosny wpadła, bowiem rodakami, którzy również sery dziwaczne oglądali okazała się rodzina Potockich. Pani Krystyna zatonęła w uściskach i serdecznościach z panią Anielą. Nagadać się nie mogły. Nawet stary Potocki ucieszył się na widok znajomej twarzy z rodzinnych stron. Pani Aniela w końcu zauważyła znudzoną panienkę, która stała i przyglądała się tym wybuchom radości.

– Zobacz Anielo, jak Aurelia nam wyrosła, to już nie dziecko, już prawie kobieta, pannica aż miło!

– Aurelia! Toć pacholęciem byłaś, jak żeście z Siarkowa wyjechali, pięknie wyrosłaś, już ci mówię, że i nasz Antek wyrósł, ale ty pewnie go nie pamiętasz, Tadeusz wasz to by pamiętał…

I oto zanim pani Aniela do państwa Sierakowskich wróciła, aby powiedzieć, że festyn nic nie wart jest, prócz kosztowania serów niespotykanych, podróż i tak trzeba było odłożyć do dnia następnego. Tak pani Aniela bez problemu Aurelię w kościele poznała, bo ta przez dwa lata, trochę tylko podrosła i spoważniała, a tak nadal urodą i blaskiem młodości jaśniała.

Potoccy zaś, dawno już syna pożenili i uspokoili się co do jego przyszłości. Postanowili więc wrócić do rodzinnego miasteczka i tu sobie na starość, a drugiemu dziecku na przyszłość życie ułożyć.

Aurelia wpatrzona w starszego brata jak w obrazek od lat dziecięcych postanowiła, ba przysięgła przed starym obrazem świętego Ekspedyta, że ona wyjdzie za mąż tylko z miłości i to największej! Toteż kiedy w takich niezwyczajnych okolicznościach przyszło jej poznać, a właściwie to zobaczyć Antoniego stwierdziła, że prawdopodobnie jest zakochana. Nie wiedziała czy sprawiła to dumna i przystojna postawa młodzieńca, czy święty Józef nad jego głową, czy może kolory kościelnego witraża, który ukazał Antoniego jakby w tęczy jakiej magicznej. Aurelia od tej pory szukała sposobności, aby poznać bliżej swój cel. Całymi dniami stroiła się i szykowała suknie, a po mieście chodziła nadzwyczaj często i uważnie rozglądała się, aby przypadkowe spotkanie tym razem spowodowało dalsze wypadki ich znajomości. Brakowało tylko biednej Aurelii argumentów dla jej rodziców, aby na zaproszenie Daniłowiczów odpowiedzieć. Jedyne co mogła czynić, to obmyślać i wyobrażać sobie spotkanie z Antonim. Podpytywała matkę, ale chcąc zachować powściągliwość nie udało jej się za wiele wywiedzieć. Odgadła, że pozycja Daniłowiczów jest znacznie mniejsza niż jej rodziny. Mimo szlacheckiego pochodzenia i wybitnych przodków. Niestety Daniłowiczowie kiedyś stracili pokaźny majątek i od tamtej pory trudnią się zarządzaniem dobrami Sierakowskich. Różnice te wzmagały tylko w Aurelii uczucia. Czyż nie tego właśnie pragnęła? Aby miłość zwyciężyła ludzkie podziały? Absolutnie nie obchodziło jej czy Antoni w ogóle będzie dobrym mężem, czy nie będzie jej bił, czy nie będzie hulał i przepijał jej majątku. Liczyła się tylko miłość, o której Aurelia wiedziała tyle co z książek i historii zasłyszanych w małym świecie salonów zamożnych rodzin. Wkrótce też nadarzyła się sposobność, aby bliżej poznać swego wybranka. Toć cała okolica huczała o zbliżającym się balu na dworze w Sierakowie. Aurelia nie wiedziała, czy jej rodzina będzie proszona. Toteż całymi dniami wyczekiwała na posłańca, który to bodaj zaproszenie na obiad od starych ziomków rodziców przyniesie. A już za cud prawdziwy przyjmie, jakby inwitacyja na bal się pojawiła!

Odcinek 12

Antoniego znowu zmęczyła mara senna. Znowu uciekał we śnie przed upiornym głosem. A ostatnio złapał się nawet, że specjalnie bramy nie oliwił, aby skrzypienie jej w razie czego obudziło go z koszmaru. Tym razem jednak obudził się jeszcze przed wszystkimi. Deszcz niemiłosiernie walił w okno całą noc, a teraz jakby przycichł i mżył tylko. Antoni wziął za pazuchę kilka jabłek z kosza w sieni i wyszedł cicho. Mimo chłodu nic więcej na siebie nie zarzucił. Nawet się nie obuł. Jego bose stopy jeszcze odpoczywały po minionych dniach ciężkiej roboty w stolarni. Zaszedł do sadu i malinowej alejki, później obszedł warzywnik i ogródki kwiatowe. Wszystko jeszcze spało. Niebo rozchmurzyło się i brat księżyc oświecał Antoniemu dróżki. Jeszcze nie świtało, jeszcze dzień czekał, jeszcze dawał ludziom chwilę wytchnienia. Zdawało się, że zwierzęta także spały. Pod stajnią słychać było tylko ciężkie sapanie koni. Gdzieś tam stróże chrapali smacznie opierając się o ściany stodoły. To, Antoni uwielbiał prawie tak samo jak konie i robotę. Uwielbiał ciszę. Spokój, którego za dnia nigdy nie można było doświadczyć. Nikt nie zawracał mu głowy drobiazgami, nikt nie zagadywał go o głupstwa. Mógł posłuchać mgły i rosy. A w taką jesienną noc zdaje się, że słychać było spadające żołędzie i kasztany.

Włócząc się tak po obejściu, nie zauważył wschodu słońca ani kiedy zaszedł pod północną stronę dworu. Na tarasie w bujanym fotelu siedziała Anna. Okryta ciepłym wełnianym pledem, bawiła się woskiem dopiero co ugaszonej świecy. Wyglądało jakby również wsłuchiwała się w ciszę poranka. Antoni nie chciał jej przestraszyć, ale uznał, że może to nadarzyła się okazja, aby przeprosić niebogę za jego ostatnie zachowanie, które bądź co bądź nie przystoiło szlachcicowi, choć ubogiemu. Cicho jak tylko umiał, żeby nie spłoszyć stworzenia, podszedł do tarasu:

– Panienko, panienka nie ucieka nie boi się.

Anna drgnęła, ale nie uciekła. Antoni zmartwił się nawet, bo gdyby uciekła to nie musiałby już wymyślać pięknych słów do przeprosin. Położył jabłko na brzegu tarasu, spuścił łeb i oświadczył:

– Panienko Anno, przepraszam, żem okazał się bezdusznym i siłą panienkę do powozu w miasteczku wsadził. Łajdak i cham ze mnie. Niech panienka urazy do mnie nie czyni i niech wie, że kajam się przed nią. No. To tyle chciałem rzec.

Ukłonił się nisko, odwrócił i prędko do stajni poszedł na poranny obrządek. Do końca dnia markotny i naburmuszony chodził jeszcze bardziej niż zwykle. Bo choć wiedział, że dobrze uczynił przepraszając Annę, to darować sobie nie mógł słów, które wybrał do ułożenia przeprosin. Stwierdził, że iście chamem i prostakiem jest bowiem porządnie przeprosić niewiasty nie potrafi!

Anna wzięła jabłko i zjadła je ze smakiem zanim Hanusia przyniosła jej śniadanie. Oświadczenie Antoniego okrutnie ją rozbawiło. Sama nie potrafiła odgadnąć czemu śmiesznym to było, skoro widziała, że Antoni czerwonym jak ćwikła i wielce zafrasowany był. Urazy doń już całkowicie nie czyniła, a i nawet milsza postanowiła być dla niego. Chociaż zupełnie nie wiedziała, jak miałaby mu to okazać, skoro niemową była i przez ogół uważaną za szaloną. Wzruszyła ramionami i powróciła do lektury francuskiej poezji. Książki Anna ceniła nad wszystko. A czytała najróżniejsze dzieła, które ojciec Michał jej dostarczał. Poezyje i żywoty wielkich ludzi historii Rzeczpospolitej lub świętych mężów Kościoła. Zdarzały się też historie miłosne i tragedie, ale te Anna traktowała bardziej jako rozrywkę, jak występy kuglarzy wędrownych.

Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu