Odcinek 7, Odcinek 8

Odcinek 7

Powoli zbliżało się wydarzenie na które rok w rok czekała cała Sierakowa gromada. Gdy tylko kończył się wrzesień i październik wchodził do chałup, wszyscy myśleli tylko o jednym. Taka tradycja zrodziła się, kto wie czy u pradziadów pana Sierakowskiego, czy jeszcze wcześniej? Nikt już tego nie pamiętał. W rodzinie Sierakowskich tak było i już. Wiadomo było tylko, że państwo Sierakowscy tak jak ojcowie i dziadowie hucznie będą celebrować rocznicę kiedy to ksiądz związał ich węzłem małżeńskim. W Rzeczpospolitej raczej nie świętowano takich jubileuszów, ale przecież panowie polscy słynęli z oryginalności przyczyn do świętowania.

Przygotowania trwały już od końca września. A na trzecią niedzielę października albo zaraz przed Wszystkim Świętymi spraszano tłum gości i biesiadowano, czasem nawet przez kilka dni. W skład święta wchodziła zawsze Msza Święta w dwornej kaplicy, później śniadanie, zabawy tańce, obiady i kolacje, i znowu tańce. Służba też była najmowana dodatkowa ze Słomianek albo i z miasteczka, tak żeby Sierakowscy chłopi mogli również w weselu państwa mieć jaki udział. Wszyscy z niecierpliwością czekali balu, bo wiadomo było, że na stroje i cudowności będzie można się napatrzeć.

Antoni przez to miał jeszcze więcej roboty. Odbudowa chlewu przebiegała zgodnie z zaplanowaniem ale trzeba było na okoliczność balu ponaprawiać mnóstwo sprzętów i zabudowań. Pan Sierakowski zawsze obchodził z gośćmi majątek cały, a miał się czym pochwalić. Oprócz lasów pełnych w zwierzynę i dary inne do spożywania zdatne, pan Sierakowski chwalił się żwawo stawami rybnymi i pasieką. Dlatego też przed rodzinnymi uroczystościami Antoni od świtu do nocy sprawdzał, naprawiał i przygotowywał aby całe obejście błyszczało blaskiem chwały państwa Sierakowskich.

Wezwano Antoniego do dworu na naradę państwa i zarządców, która to dotyczyła już szczegółów uroczystości. Antoni przepuszczał, że tak jak co roku również zostanie zaproszony z ojcem i matką na bal i już szukał wymówki. Wiedział też, że nie wypada odmówić i trzeba będzie posiedzieć trochę między ludźmi. Pan Sierakowski tym razem jeszcze bardziej nalegał i zapraszał Daniłowiczów jakby bał się, że odmówią.

– Ignacy, ty wiesz, że ja jak równego sobie cię traktuje. Ty wiesz, że cały mój majątek to dzięki twojemu zarządzaniu tak pięknie funkcjonuje. Ty byś był pan nad pany, gdyby nie te zawirowania z majątkiem, twoich dziadów.

– Panie Sierakowski, stare dzieje, nie ma co wspominać, ja codziennie Bogu dziękuję, że mogę ci służyć i majątku twojego doglądać.

– Dlatego Ignacy w tym roku jak bal się rozpocznie, będziesz siedział obok mnie i małżonki mojej, a będą wam usługiwać jak i nam będą.

– Ależ to nie wypada, znakomitsi goście od nas będą!

– To postanowione i basta!

Panowie serdecznie uściskali się i panie sobie w ramiona wpadły. Antoni zaś stał jak ten słup i gapił się w sufit salonu dworskiego, z resztą pięknie sztukateriami ozdobionego.

– No to teraz Anielo kochana, do miasta nam trzeba jechać po materiały na suknie dla nas i dla Anny! Anna bowiem wyraziła chęć, żeby do miasta z nami jechać, oj dawnom tak szczęśliwą nie była! Dlatego Antoni ty pojedziesz z nami, bo zaufanego woźnicy nam trzeba!

Antoni mocno w środku zagotował się. Ostatnią rzeczą jaką mógł sobie wymarzyć to z babami do miasta jechać łachy na kiecki oglądać. Westchnął ciężko ale cóż zrobić miał? Wiedział, że nie może się robotą wymigiwać bo zdrowie i bezpieczeństwo panienki Anny najprzedniejsze jest. Jednak to co usłyszał zaraz po tym, prawdziwie wprowadziło go w skonfundowanie.

– Antoni, rzekł jakoś tak dostojnie pan Sierakowski, i ty również skrój najlepszą suknie dla siebie, bośmy z twoim rodzicem postanowili żonę ci wybrać.

Antoni wybałuszył oczy. I tak jego małomówna natura nie dałaby mu się odezwać, a w tej sytuacji zaniemówił już całkowicie. Kobiety zapiszczały i wpadły w szaleństwo, wychodząc z izby, zaczęły mówić o kandydatkach jak o materiałach na suknie przed chwilą. Panowie zaś poklepali Antoniego po plecach i wyszli do swoich zajęć. Antoni stał tak jeszcze jak słup soli i próbował poukładać sobie w myślach to co usłyszał. Ocknął się gdy zaskrzypiały drzwi prowadzące do małego saloniku. W drzwiach stanęła blada jak ściana Anna. Tym razem to Antoni przeraził się jakby ducha czy zjawę zobaczył, skinął głową i uciekł czem prędzej…

Odcinek 8

Chcąc, nie chcąc Antoni zaprzągł konie do powozu państwa i czekał cierpliwie, aż panie się wyszykują na arcyważną wyprawę do miasta. Pierwsza gotowa była pani Aniela, zaraz po niej przyszła pani Katarzyna, usiadły zafrasowane w powozie. Antoni spojrzał na nie pytająco.

– Antek czekaj, jeszcze chwilę, mamy nadzieję, że Anna z Hanusią zaraz się tu zjawią i pojadą z nami.

Przed dwór wyszła Hanusia z miną niespecjalnie wesołą.

– Nie pojedzie.

Kobiety załamały ręce. Antoni zapytał więc czy mają jechać, ale panie poprosiły by jeszcze zaczekał ze dwie chwilę, a Hanusi poleciły jeszcze raz spróbować Annie wytłumaczyć wagę wyjazdu. Zaufany woźnica usiadł w ciszy na koźle, w oknie biblioteki, wychodzącym na ganek zobaczył bladą Annę. Odwrócił wzrok i udał, że jej nie widzi.

Po chwili ku zdziwieniu pań ale i radości wielkiej, na werandzie ukazała się wraz z Hanusią, Anna. Blada, trzęsła się cała, ale na twarzy jakby jej sił przybrało. Hanusia poprawiła jej tylko płaszczyk i bez słowa wsiadły do powozu. Anna nie patrzyła na nikogo, obserwowała tylko najpierw aleję lipową, a później oglądała świat z powozu. Widać, że lżej jej się robiło, a milczenie wszystkich dodawało jej animuszu. Nadal jednak na nikogo nie patrzyła.

Gdy zbliżyli się do miasta Antoni musiał zapytać, dokąd ma panie szanowne zawieść.

Anna gdy usłyszała jego głos zdziwiła się, jakby dopiero co odkryła jego obecność. Panie kazały zawieść się do Karoliny Jaremowej, gdzie przywieziono właśnie z Warszawy materiały i suknie.

Antoni zostawił panie i pojechał uregulować mnóstwo spraw jakie przy okazji bycia w mieście należało załatwić. Zaradnie mu to poszło, a wiedział, że panie na pewno jeszcze swoich przymiarek nie zakończyły. Postanowił wtem zajść do kościoła św. Katarzyny, o nie, bynajmniej nie po to by się pomodlić. Pobożne rytuały zostawiał tak jak wybieranie sukien, babom. Zaszedł do zakrystii ale ojca Michała nie zastał. Usiadł więc w ławce, przykląkł i zamyślił się głęboko nad wyznaniem jakie usłyszał co do swojej przyszłości.

– A więc żona? To już czas? Czymże zgrzeszyłem Boże, że tak wcześnie karać mnie chcesz matrymonialnym utrapieniem? Czyż za mało pracowity jestem? Czy nie brakuje mi zmartwień? A nuż na wojnę wole iść i za Ojczyznę bić się!

I oto na szczerą modlitwę Antoniego Bóg odpowiedział. Po swojemu odpowiedział, bo z zakrystii wyszła postać niewieścia, jakiej Antoni nigdy jeszcze nie widział…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu