Odcinek 33 i 34

Gdy Anna się obudziła, Franciszka natychmiast pobiegła po Antoniego. Daniłowicz wpadł do pokoju, rzucił się do stóp swej miłości największej. Chciał Annę całować i tulić lecz nie śmiał. Płakał i w duszy miłość jej wyznawał. Chciał jej rzec, że najmilszą mu jest, że miłuję ją nad życie, nad ojca i matkę, i o wybaczenie prosił. Jednak zapłakał tylko i nieśmiało rączkę ucałował.

Anna również płakała. Ale pierwszy raz w życiu łez ze szczęścia nie mogła opanować. I choć słaba była i sił nie miała próbowała podnieść się i zbliżyć do swego wybawiciela.

Antoni krótko wytłumaczył jej co się wydarzyło, przepraszał, że nie zawiadomił rodziny i, że porwał ją okrutnie. Tłumaczył się, że szaleństwo jakie go dopadło i, że teraz nie wie co uczynić, ale wszystko zrobi aby jej szczęściu dopomóc. Anna wpierw mu nie wierzyła. Układała w głowie wszystkie świąteczne wydarzenia. Czyżby ją Bóg wysłuchał i od zaręczyn z Zygmuntem uratował?

Tymczasem w Sierakowie do pogrzebu się gotowano. Sierakowscy nie chcieli teatrum urządzać. Dość pokrzywdzeni przez los się czuli aby jeszcze brać szlachecką na pochówek ostatniego dziecka prosić. Ojciec Michał zrozpaczony i szczerze w żałobie, trumnę święcił. Rodzinie tłumaczył, że czystość i wszelkie cnoty Anny na pewno ją zaprowadziły prosto do nieba. Ruszył kondukt żałobny z Sierakowa do miasta. Trumnę ułożono na najznakomitszych saniach, przykryto czarnym kirem, świerkiem i jodłą obłożono. Zdawało się, ze za ciałem kulig ruszył. Jednak żałobna była ta zimowa procesja. Za szczątkami doczesnymi panienki jechał Ksiądz wierzchem, rodzice z Daniłowiczami, sankami, które do ślubu miały młodych wieść. Dalej trochę służby i parobków. Aurelia również w rozpaczy na pogrzeb przyjechała i z rodzicami w kościele świętej Katarzyny pierwsze miejsca zajęła. Zaraz obok Doktora Monsiera. Tadeuszowi, nic na razie nie mówiono z wiadomych przyczyn. Prędki to był pogrzeb. Bez przemówień i występów. Nawet homilie ksiądz Michał wygłosił krótką. Trumnę, leciutką jak piórko w rodzinne krypty złożono, pobłogosławiono i zamknięto na Amen.

Państwo Daniłowiczowie zupełnie nie rozumieli dlaczego Antoni nie przybył na pogrzeb. Wstydzili się za syna i wybaczyć mu tego nie mogli. Sierakowscy nawet nie zauważyli, że Antka zabrakło. Widzieli za to Ostrowskich poruszonych i Zygmunta, który z nieudawanym bólem składał kondolencje. W mrozie i zawiei wracali żałobnicy do dworu. Z Sierakowskich jakby życie uleciało. Pan Ignacy szczerze martwił się co to będzie teraz z majątkiem kiedy pan Stanisław z żałoby nie wyjdzie. Po okolicy szybko wieści się rozeszły, jak to nieszczęśliwa panienka w święta życie straciła. Plotkowano nawet, że to z miłości do Tadeusza, albo z rozpaczy, że nie dali jej do zakonu z panienką Potocką iść. Żałowano się Zygmunta, że mu narzeczona do świętego Piotra z przed ołtarza uciekła. Jedni mówili, że świętą była, inni, że raczej wiedźmą. Ojciec Michał długo modlił się w kaplicy przed cudownym obrazem Matki Bożej o światło i zrozumienie tej śmierci. Jak dziecko Annę miłował, a teraz nie mógł nawet jej rodzinie pomóc żałobne dni godnie przeżyć. Nie mógł również pojąć co z Antonim się stało. Przecież nie może to być, że tak szybko zapomniał o Sierakowie. Nie może to być, że panienka Anna obojętną mu była i, że majątek ważniejszy od ostatniego pożegnania przyjaciółki. Tylko Pan Jezus Frasobliwy w kapliczce uśmiechał się do ptaków, saren i śniegu, który coraz gęstszy zasypywał ziemie sierakowskie.

Odcinek 34

Minął Nowy Rok i Trzech Króli. Dzień zapustny i Popielec minął. I mijał post i Wielkanoc. Mijały dni wolno, bez pośpiechu. Po długiej zimie śniegi zaczęły odpuszczać i poddając się odpływały szare i smutne. Drzewa i pola pomału się zieleniły. Ruta się zieleniła i rdest nabierał koloru. Powoli życie się budziło z zimowego snu. W pole chłopi wychodzili orać i siać, siać i orać. Ptaki zwiastowały, że już czas najwyższy aby jabłonie zakwitały. I spowiły się sady kwieciem białym czystym, pachnącym. Oczy cieszyły i serca weseliły. Po łąkach i zagajnikach dziewczęta zbierając młode zioła nuciły pieśni miłosne, tęskne, pachnące miętą i pierwszą trawą. Minęła zima, a z nią wszystkie troski i stare zmartwienia, bo wiosna zawsze daje więcej nadziei niźli wszystkie dobre słowa.

W Sierakowie gospodarstwo działało w naturalnych swoich trybach. Tylko państwo Sierakowscy już żałobnych strojów nie zdjęli. Z sobą prawie nie rozmawiali. Pani Katarzyna serdeczne listy z Aurelią wymieniała, która ostatecznie habit benedyktynek przyjęła. Tadeusz do sprawności dawnej nie wrócił ale czasem zaglądał do Sierakowa, a zwłaszcza do Słomianek z Bartkiem pogadać. Daniłowicze tęsknili za synem i biadali, że krótkie depesze tylko raz na miesiąc z Nagoszewki przychodzą. Zawsze wszystko w porządku u Antoniego było. Staremu Ignacemu wyrywało się serce do ojcowizny ale dopóki Antoni go nie zaprosił czy do pomocy nie zawezwał, nie miał powodu tam jeździć. Hanusia co rusz nowe zajęcia sobie wyszukiwała, harowała dnie całe jakby chciała się zamęczyć. Smutny był dwór w Sierakowie, i nawet wiosna tego zmienić nie mogła.

Zaś Nagoszewka kwitła jak nigdy. Antoni zarządzał przednio. Okazało się, że odziedziczył kawał dobrego majątku, a w tym piękny ogród i park okalający dworek. Służba dworska wręcz uwielbiała nowego pana i oddana mu była dozgonnie. Jakub twardą ręką trzymał parobków i służące ale uczciwie, bez przemocy i gwałtu. Zamknięta tylko była Nagoszewka. Zamknięta dla gości i przyjezdnych. Wszystkie interesy i rachunki Antoni regulował poza majątkiem. Żaden obcy wstępu nie miał do dworu i bardzo tego pilnowano.

Tylko Jakub i Franciszka znali pochodzenie pięknej panny, która we dworze mieszkała. Rzadko wychodziła i czasem nawet do końca nie wierzono w jej istnienie. Jednak z wiosną częściej można było tajemniczą panienkę spotkać w ogrodzie czy w sadzie. Nigdy nie widziano jej w towarzystwie pana Antoniego. Nikt też głośno domysłów nie snuł i nie plotkował. Raz czy dwa Jakub usłyszał gadanie: czy to siostra, kuzynka czy kochanica młodego pana? Porządne baty i groźba obciętego języka zakończyła paplanie.

Żyła więc Anna w Nagoszewce! Ba, kwitła i tryskała zdrowiem jak nigdy dotąd. Lecz rzadko z Antonim się widziała. Tylko przy niedzieli gospodarz siadał w izbie jadalnej, która pełniła również funkcję saloniku. Anna czekała na te spotkania zawsze z niecierpliwością. Rozmawiali wtedy, śmiali się i rachowali o gospodarzeniu. Antoni również czekał tych niedzielnych spotkań. Płonął za każdym razem gdy ją widział. Miłował ją co raz bardziej i co raz trudniej było mu pożądanie hamować. Nie mógł uchybić jej czci, a i tak hańbą dla obojga było, że pod jednym dachem mieszkają. I tylko oni widzieli jak do siebie tęsknią. Od Bożego Narodzenia dzień w dzień Antoni rozmyślał co uczynić ma w tej sprawie. Jak rozwiązać ten węzeł bolesny i najszczęśliwszy jednocześnie. Wiedział że niepodobna tak żyć w zamknięciu. Nie chciał też dłużej Anny ukrywać. I jak nigdy teraz spieszyło mu się do małżeństwa. Chciałby mieć już rodzinę, swoją, ukochaną, na zawsze.

Anna czuła te jego rozterki i rozumiała. Próbowała czasem ten temat poruszyć bo i jej sprzykrzyło się to życie jak z bratem. Wiedziała już. Pewna była, że Antoni ją miłuje Rozeznawała, że położenie ich osobliwe wcale nie ułatwia rozwiązania sprawy. I gotowa była nawet tak żyć jak mniszka prawie aby tylko ich nie rozdzielono. Jednak i jej krew się burzyła z miłości. Nie wytrzymała dłużej. Stwierdziwszy, że skoro Antoni mógł z miłości ją porwać to i ona zdatna jest do szalonego czynu. Czekała podniecona pierwszej niedzieli majowej aby koncept swój Antoniemu przedłożyć.

Emilia Szydłowska

Maria Domańska

Dobre Historie zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu