Odcinek 32

Panienka Anna umarła! Antoni zabiłby posłańca tej złej wiadomości, gdyby ojciec go nie opanował. Pognał do dworu i cisnąłby każdym w śnieg, gdyby tylko kto stanął mu na drodze. W izbie jadalnej państwo Sierakowscy pogrążeni w rozpaczy wydawali polecenia lokajom i służącym, kogo i jak powiadomić. Antoni upadł do ich stóp i nic nie mógł powiedzieć.

Pani Stanisław odezwał się pierwszy:

– widzisz Antoni, przyszło nam drugie dziecko pochować. Doktor powiedział, że najwidoczniej epilepsja męczyła naszą córkę i w końcu ją zabiła. Pójdzie do grobu w białej sukni zaręczynowej. Choć bez pierścienia Ostrowskich. Pójdzie do grobu dziecko moje. A Zygmunt jak wdowiec teraz nieszczęśliwy. Za co Bóg pokarał?

Pani Katarzyna bez żadnego wyrazu, bez życia zupełnie odparła na to:

– ale żeby w święta, żeby przy oświadczynach? Nigdy nam ludzie tego nie zapomną Stanisławie.

Antoni zobaczył, że nie można z nimi rozmawiać. Nie wierzył, nie dopuszczał tej myśli. Mówił sobie, że poszaleli, że coś im się pomyliło, że przecież ten cały Doktor to się nie zna na leczeniu! Sierakowscy rzeczywiście nie nadawali się do podejmowania żadnych decyzji. Jedyne co to uradzili, aby dziecko swe do trumny ułożyć i do kaplicy wynieść, bo tam zimno i ciało dłużej będzie mogło tam czekać pochówku. Z pokoju Anny słychać było szloch Hanusi i zawodzenie innych kobiet. Zamieszanie panowało we dworze. Zgryzota i cień padł na Sieraków. Antoni nie wierzył. Nie chciał do pokoju Anny nawet wejść. Miotał się. Pobiegł w końcu do stajni, szukał czegoś, warczał, krzyczał na parobków.

Zapadła już noc. Ciało Anny ustawiona na szybko zmontowanym katafalku w dworskiej kaplicy. Drobniutkie, blade, w strojnej sukni ciało panienki ułożono w trumnie, którą wstyd się było przyznać, ale dla Tadeusza szykowano. Wyglądała jakby spała. Chodź chyba nikt nie śpi z tak smutnym, zrozpaczonym wyrazem twarzy. W kaplicy ustawiono dwa tuziny małych świec i przyniesiono świeżego świerku. Hanusia szlochająca cisnęła tym świerkiem w kąt. Płakała, że nawet kwiatów świeżych dla panienki nie ma teraz skąd wziąć.

Dwór zapadł w sen. W kaplicy Hanusia z różańcem czuwała i nikt więcej. Wszyscy udali się na spoczynek. Sierakowscy chcieli jak najszybciej pogrzeb zorganizować ale sami nie wiedzieli jak tu w święta ojca Michała ściągnąć. Toteż działając jak w malignie, nawet modlić się nie chcieli przy dziecku.

Antoni zrozpaczony nie widział innej drogi dla siebie jak również życie skończyć. Odczekał, jak noc zapadnie, wziął długi sznur i osiodłał Sokoła. Chciał gdzie w lesie lub pod kapliczką żywota oddać. Choć czuł gdzieś tam w środku, że odwagi mu nie wystarczy lub, że ma w sobie jeszcze na tyle rozsądku aby na życie swe nie nastawać. Jednak bał się, że śmierć Anny jakie szaleństwo w nim obudzi. Podprowadził konia z tyłu kaplicy. Świat mimo nocy ciemnej był jasny i błyszczący od śniegu i mrozu. Sokół cierpliwie na pana miał czekać, gdy ten raz ostatni spojrzy na swą miłość największą. Obudził czuwającą Hanusię i poprosił, aby poleciała mu naszykowała jadła na drogę. Chciał być przy niej sam. Nie umiał się modlić. Nie umiał nawet rozpaczać. On po prostu nie wierzył, że przed nim bez ducha leży Anna. Zbliżył się do jej bladych ust.

– Na rany Chrystusa! Poczuł delikatne ciepło.

– Ona żyje!

Dotknął pulsu i tylko jego serce mogło to wyczuć, ale Anna oddychała!

Dalej działał już bez pamięci, bez zastanowienia. Wyrwał Annę z drewnianej skrzyni, jej powieki drgnęły, otworzyła na chwilę oczy, złapała oddech. Zachłystnęła się życiem i znów omdlała. Ale na Boga, oddychała! Antoni zdjął kapotę owinął nim drobne ciało Anny, ułożył na ziemi i zaczął ją cucić. Życie do niej wracało, ale była wyziębiona i słaba.

Zdjął pas ozdobny i krótki zdobny kobierzec z ławki. Włożył je do trumny i zamknął wieko. Zobaczył z tyłu zza ołtarzem w małej skrzynce młotek i gwoździe. Najszybciej jak umiał wbił kilka ćwieków w wieko. Przycisnął mocno ciało Anny do swej piersi i pobiegł w stronę stajni. Zupełnie nie wiedział co ma robić. Rżenie Sokoła przypomniało mu, że miał odjeżdżać. Skrzypienie po śniegu uświadomiło mu, że to pewno Hanusia wraca z prowiantem.

– Boże, co robić?!

Ułożył Annę na drewnianej ławie i przykrył resztką świerkowych gałęzi. Wybiegł Hanusi naprzeciw:

– Hanuś, powiedz rodzicom i państwu żem w żalu i rozpaczy pojechał do Nagoszewki. Nie będę brał udziału w pogrzebie. Aaaa i żem sobie przypomniał, że państwo zabronili trumnę już otwierać! Ja osobiście jużem kilka gwoździ wbił, ale poślij zaraz najlepiej, zbudź stolarza, aby robotę dokończył. To żegnaj dziewczyno. Dziękuję ci i ja żeś dobrze panience służyła. A teraz leć już migiem!

– panie Antoni wałówka na drogę!

Antoni wziął zawiniątko i jak tylko Hanusia pobiegła w stronę służebnych oficyn rzucił się do ukrytego ciała Anny. Zacmokał na Sokoła i ułożył bezwładne ciało na grzbiecie konia. Sam delikatnie wskoczył i sznurem, który w siodle czekał delikatnie przywiązał do siebie ciało panienki owinięte w jego ogromny płaszcz.

Pogalopował do Nagoszewki. Płakał i modlił się. Mało Sokoła nie zamęczył. Drżał czy panienka nie zamarznie. Wpadł do dworu i ułożył jej ciało w najcieplejszej sypialni. Zawołał Jakuba i wymusił przysięgę, że to co tu zobaczy zostanie między nimi. Szybko rozpalili ogień w kominku. Antoni zaczął rozgrzewać ciało Anny. Delikatnie jak umiał pocierał jej drobne dłonie. Powtarzał wkoło:

– letarg, byłaś w letargu, to był letarg! No tak! Że też Doktor, niewyuczony, nie rozpoznał. Ale ja cię uratuje, teraz jesteś moja i tylko moja, i tylko moja!!!

Dniało. Święty Szczepan zaglądał do okien i przepowiadał pogodę na cały rok. Antoni z Jakubem uzgodnili działanie jak zrobić, aby nikogo w sprawę nie wtajemniczać. Nie mogli jednak służyć panience we wszystkim, toteż wezwali ostatecznie Franciszkę i pod karą śmierci w sprawę wtajemniczyli. Franciszka zdumiona i zaciekawiona przysięgła na grób swej matki, że panienką się będzie najlepiej jak umie w sekrecie opiekować.

Anna wymarznięta, oszołomiona co chwilę powietrze łapała, ale gdy zapadała w sen oddech wyrównywał się. Około południa dostała gorączki. Antoni klęczał pod sypialnią i modlił się, aby Bóg darował mu porwanie i Annę uzdrowił. Franciszka czuwała i okłady panience robiła. Przez cały dzień i noc całą do Dzieciątka Jezus uciekawszy się, na krok od łoża nie odchodziła.

Święta minęły. Już prawie stary rok odchodził w zapomnienie. Anna w poranek wyznaczony na dzień swego pogrzebu odzyskała zmysły. Otworzyła oczy i zobaczyła obcy pokój i meble, nieznane obrazy i kobierce, w fotelu pod oknem siedziała nieznajoma pokojówka.

Maria Domańska
 

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu