Odcinek 31

Antoni w Nagoszewce szybko się rozgościł. Dworek był modrzewiowy. Może niewielki, ale dobrze utrzymany. Ładny ganek, jedna duża izba jadalna, trzy sypialnie i gabinet. Szerokie tylne wyjście do kuchni i łaźni, w ocenie młodego rządcy było bardzo praktyczne. Służba ciekawa nowego pana w należytym porządku wszystko przygotowała. Zwłaszcza, że na święta panicz miał zostać we dworze. Antoni zaraz po przyjeździe chciał rozmawiać z każdym pokojowcem i służącym. Kazał sobie pokazać wszystkie księgi i rachunki. Na nic były tłumaczenia, że pan Ignacy wszystko już widział i poprostował. Antoni zamknął się w gabinecie i dopiero na noc wylazł i stwierdził, że nawet nie wybrał, gdzie będzie spał.

W Wigilię o świcie z Jakubem, zaufanym Ignacego, co to już od pogrzebu Acana tu siedział, obszedł całe gospodarstwo. Już mieli iść na czworaki, ale jeno Franciszka, najstarsza pokojówka zawróciła ich z przykazaniem, że do pszczół trzeba zajść i do obory ze zwierzętami się pogodzić. Serdecznie przyjęto Antoniego i była to dla niego pociecha.

Dzień szybko swą jasność oddał na rzecz nieba co to pierwszą gwiazdę ma pokazać więc i w Nagoszewce usiedli do Wigilii. Jakub wszystkie pięknie zorganizował. I polewka migdałowa była i szczupak na pięć sposobów. Sera i dobrego miodu nie żałowano. Pachniało sianem i żywicą. Antoni opłatkiem się z całą służbą połamał. Kolęd już jednak z nimi nie śpiewał, ale wrócił księgami i rachunkami znów się zająć.

– Żyję.

Pomyślał.

– A jednak żyję. To można żyć bez oddychania. Można żyć bez jej widoku.

W Boże Narodzenie znów się robotą chciał zająć. Wstał o świcie i do obrządku się szykował. Jakub drogę mu zastąpił i kazał odpoczywać jak Pan Bóg przykazał w święty czas. Antoni nie umiał tak po prostu siedzieć. Wymigał się spacerem i zaraz Sokoła osiodłał. Popędził przez zaśnieżone drogi. Koń ledwo co miejscami mógł przejść. Sam nie wiedział jak to się stało, ale Sokół na gościńcu do Sierakowa wylądował.

– Nie mogę mój miły! Daruj, ale nie mogę!

Jednak nie zawracał konia. Płakał i jechał. Nie wiedział po co i co go tam czeka. Był gotowy może i bić się o panienkę Annę. Nie pojechał od razu jednak do dworu. Sokół do Słomianek również znał drogę. Zapukał Antoni do bartkowej chaty. Tam jak na targowisku tłoczno i gwarno. Bartek z żoną nisko się ukłonili i chyba z dziesięcioro dzieciaków do kąta zagonił. Miejsce zaraz się znalazło dla dostojnego gościa. Aurelia do stołu, a raczej ławy zaprosiła i szczęśliwa opowiadała jak to Tadeusz cudownie w świętą, cichą noc świadomość odzyskał i duch do niego wrócił. Antoni upadł do stóp przyjaciela i prawie łzami się zalał ze szczęścia. Tadeusz uśmiechnął się nie bez trudności ręką skinąwszy dał znak, żeby Antek dał spokój z tymi ceregielami. Nie męczył więcej Potockich. Pożegnał się i pognał znów na Sokole. Tym razem ogier nie podarował i jechał wprost w aleję lipową.

Dwór prawie nikł w białym zimowym świecie. Oszronione drzewa i krzewy zdawały się być dotknięte jakim nadzwyczajnym malunkiem co to przenosił do innego świata. W oknach dworskich wesoło skakało światło. Widać było, że w środku trwało świąteczne przyjęcie.

Stanął Antoni pod cokołem i zapatrzył się w migoczące okna dworu. Dostojna godowa cisza spowiła świat. Ziemia skuta lodem i okryta śniegiem cieszyła się z Bożego Narodzenia. Antoniemu zawdzięczało nagle w uszach: a pan Antoni nikogo nie miłuje?

Rzucił się do dworu. Wbiegł prawie czerwony czy od mrozu, czy od żaru co go w sercu palił? Służący wziął płaszcz ukłonił się i skierował do izby jadalnej. Antoni wpadł do stołowego jak na wroga. Rozpłomieniony i w dreszczach. Towarzystwo tłumnie zgromadzone na świątecznym obiedzie przywitało Daniłowicza radośnie. Posypały się życzenia i powinszowania. Rodzice jego uradowali się, tak jak i państwo Sierakowscy. Zygmunt zaraz przyleciał doń jak do starego przyjaciela. Państwo Ostrowscy również ukłonili się prawie jak równemu sobie.

Wtem ujrzał ją. W jednej chwili świat ich się zatrzymał. Anna w białej sukni, z lekko podpiętymi włosami, które opadły na jej drobne ramiona, stała przy kominku i odbierała właśnie filiżankę herbaty od Hanusi. Zygmunt przystąpił do Anny i wyjął pierścień rodowy. Ostrowski się oświadczył.

Anna spojrzała na Antoniego i upadła. Krzyk! Wrzask i lament! To co się działo dalej, Antoni pamięta jak przez mgłę. Jakby komu innemu się to wszystko przydarzyło.

Gości wszystkich wyproszono. Włącznie z Ostrowskimi i Daniłowiczami. Posłano po doktora. Pan Sierakowski krzyczał i szaty rwał, że spod ziemi mają go wykopać. Darł się, że nie obchodzi go śnieg i zawieja. Doktor ma tu być w trymiga albo wszystkich czekają baty! Antoni czekał wieści w rządcówce z rodzicami. Wcale nie skojarzono omdlenia Anny z wejściem Daniłowicza. Pani Aniela żałowała panienki, a pan Ignacy Zygmunta, że nie wiadomo czy do zaręczyn dojdzie. Była godzina czwarta, może piąta po południu jak wpadł do rządcówki Jędrek, syn kucharki z krzykiem:

– Panienka Anna umarła!

 


Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu