Odcinek 27, Odcinek 28

 

Odcinek 27

Polowanie zakończono. Pan Bóg jeden wie ileż to ptactwa z sierakowskich lasów uratowało się przez wczesną rezygnację z łowów. Panowie gromadnie przed słomiankową chałupą stanęli. Czapki pozdejmowali i w ciszy czekali jak Doktor wyjdzie i powie choć słowo. Znali te rany, cięte przez rozwścieczoną leśną bestię. Znali ten widok krwi pomieszanej i ludzkiej i zwierzęcej. Znali, i smutnie kiwali głowami. Pan Stanisław półgłosem naradzał się z panem Ignacym co to tego, aby po ojca Michała posłać, czy do dworu najpierw panie zawiadomić. Około trzeciej wyszedł Doktor, wyczerpany i cały we krwi.

– Żyje, ale Sainte Mere, kto wie czy dożyje świąt, vite, szybko poślijcie po osobę duchowną. Jak żyje tak rozerwanego kałduna żem nie widział.

Zygmunt pierwszy zgłosił się aby do miasteczka jechać po ojca Michała. Antoni siedział pod płotem, w dłoniach głowę schowawszy płakał prawie, w duchu zaklinając się, że za późno na polanę przybył z odsieczą.

Gdy Ostrowski pognał do Siarkowa, panowie uradzili, że niepodobna Tadeusza do dworu wieść, i trzeba aby domownicy dowiedzieli się o katastrofie. Lecz żaden z panów nie ofiarował swej osoby aby panie powiadomić. Nikt, nie był aż tak odważny, aby smutne wieści niewiastom komunikować. Żaden nawet z najmężniejszych i doświadczonych na wojnach szlachciców nie był gotów na rozpacze i lamenty białogłów. Pan Sierakowski czuł, że jako na gospodarzu i organizatorowi polowania spoczywa ta odpowiedzialność. Zarządził, że towarzystwo i tak na posiłek i odpoczynek do dworu zjechać musi. Antoni tylko ruszyć się nie chciał i przy Tadeuszu został. Doktor również chorego nie chciał opuszczać. Toteż Bartek żonę i dzieciaki do sąsiadów wygnał i sam chleba z serem i piwa uszykował dla panów. Jak ledwo żywego Tadeusza do jego chaty wnosili to płakał ze wzruszenia, że państwo jego chałupę wybrali. Zaraz też zaczął posłania dla nich szykować i w piecu rozpalać. Choć izba była mała, ciasna i ciemna, to zadbana i schludna jak na chłopskie możliwości. Antoni jeść nie chciał i usiadł na zydelku przy przyjacielu. Zatopił się w niemej modlitwie i smutnym rozmyślaniu.

Tym czasem we dworze pierwsze ubite zdobycze zaczęto zwozić do oporządzenia. Parobcy i służba pod groźbą chłosty przykazane miała aby nic nie mówić o nieszczęśliwym wypadku. Panie zgromadzone w saloniku, herbatę piły i choć głośno nie mówiąc każda drżała o mężczyzn. Zawsze tak było, że jak róg zawyje zapraszając na łowy, niewiasty za różańce łapały i biadolić zaczynały. Choć z racji na Annę szczególnie o polowaniu starały się nie mówić, nastrój i tak był melancholijny. Więc kiedy pan Stanisław zmordowany do saloniku wparował jęk i płacz nastał większy niż można by się spodziewać. Nie miał siły słuchać tego pan Sierakowski, zabrał więc ziomków i postanowili ukryć się w rządcówce u Daniłowiczów z beczką miodu pijąc za zdrowie panicza.

Panie zaś uspokoiwszy pierwsze nerwy parobków zawołały aby wszystkiego ze szczegółami się dowiedzieć. Aurelia ani słowem się nie odzywała tylko łzy jak groch płynęły po jej bladych policzkach. Anna również milcząc płakała, jednak w pierwszej chwili, w duchu dziękowała, że to nie Antoni ranny został. Zaraz za to Boga przepraszała ale co zrobić jak było to silniejsze niźli rozpacz za Tadeuszem. Jednak rychło i ją ogarnął smutek rozdzierający gdyż przypomniała sobie jak bolesnym jest gdy cierpi drogi brat i gdy pomóc mu nie można. Wiedziała, co może czuć Aurelia. Doskonale wiedziała gdyż przed laty gdy miała pilnować małego Aleksandra zajęta rysownikiem czy robótką nie dostrzegła jak dziecko biegnie prosto pod rozpędzonego konia. Na jej rękach pociecha całej rodziny skonała. Wielce, więc Anna współczuła teraz Aureli, gdyż i jej serce takim mieczem zostało przeszyte. Pani Katarzyna i pani Aniela kazały posłać do miasta po Potockich i same głośno lamentacje urządzały, za co Bóg tak każe Sierakowskich rodzinę.

Na wieczór posłaniec ze Słomianek przybył z wiadomością, że: panicz Ostrowski ojca Michała sprowadził i Tadeusz świętymi olejami namaszczony został. Jednak przytomności nie odzyskał. Z dworu potrzeba skór bobrowych i koców ciepłych i czystych prześcieradeł, masła i mleka a przy chorym czuwają teraz na zmianę Doktor oraz panicz Antoni i panicz Ostrowski. Ojciec Michał zaś zaraz do dworu przybędzie w celu pocieszenia niewieścich serc.

Panie mimo późnej już godziny nadal zgromadzone w saloniku czekając na Księdza trochę uspokoiły się bo i siły już płakać nie miały. Ojciec Michał do dworu zdyszanym wleciał i ani pić ani jeść nie chciał.

– Modlić się! Drogie Panie modlić się nam teraz trzeba. Bo tylko cud boski może Panicza od śmierci wybawić.

Klękły zatem posłusznie niewiasty przed przywiezionym z Częstochowy obrazem. Do samego świtu modlitwy, wszystkie jakie umiały, wyrecytowały. Szczerze wierzyły, że Bóg jeśli taka Jego wola to życie Tadeusza zachowa.

Po lekkim śniadaniu i toalecie Aurelia stanęła gotowa do drogi. Zarzuciwszy ciepły kożuszek i wełnianą chustę kwiecistą orzekła, że natychmiast musi do Słomianek jechać. Nawet nie próbowano jej od tego pomysłu odwodzić. Któżby miał teraz serce siostrzane jeszcze bardziej łamać. Toteż sanie szybko zaprzęgnięto. Anna nawet nie proponowała przyjaciółce towarzystwa. Nie wiedziała czy mogłaby w ogóle taki widok przeżyć. Ckniło jej się tylko widoku Antoniego. I sama sobie dziwiąc martwiła się o niego, czy aby w tej chacie chłopskiej niczego mu nie brakuje.

Aurelia do chałupy bartkowej za służącym weszła i mało nieomdlała, ale akurat w pobliżu stał Antoni i ramieniem podparł Potocką. Nastąpiło szybkie wymienienie grzeczności z paniczami. Aurelia jednak na panów nie zwracała uwagi. Upadła do dłoni Tadeusza i łzami znów się zalewając głośno utyskiwała nad nieszczęściem brata. Doktor Monsier ze smutkiem zaznaczył, że gorączka Tadeusza teraz jeszcze trawi. Jeżeli najbliższą noc przeżyje wtedy cień nadziei dlań będzie. Aurelia kożuszek zdjąwszy rękawy zakasała i pytała doktora co może zrobić? Doktor ręce rozłożył bezradnie. Poinstruował już wcześniej paniczów jak opatrunki zmieniać. Aurelii dał ziół do zaparzenia gdyby się chory obudził. Pożegnał się z towarzystwem i kazał się do dworu zawieść na zasłużony odpoczynek.

Aurelia usiadła przy starszym bracie i w ciszy znów modlić się zaczęła. Za każdym drgnieniem ciała Tadeusza przysięgała, że jeśli Bóg ocali jej brata to ona całkowicie na służbę Kościołowi się odda. Błagała o wybaczenie wszystkich swoich grzechów. O zmiłowanie błagała i przyrzekała każdą pokutę znieść, ale nie tą. Wszystko Bogu gotowa była ofiarować, ale nie ukochanego brata.

Zmęczona zasnęła w końcu, dłoni brata ze swej rączki nie wypuszczając. Antoni z Zygmuntem w ciszy w izbie siedzieli i patrzyli na tą scenę żałosną. Antoni zatęsknił za dworem, bliskim, znajomym, jasnym i wesołym. Myślał teraz ciepło o tych herbatkach w saloniku i struganiu desek z Tadeuszem. Myślał o wyprawach do miasta za sprawunkami i o Annie. Bo zdawało mu się, że całe wieki jej nie widział. Zackniło mu się za jej uśmiechem nieśmiałym i oczami smutnymi. Zaraz jednak Zygmunt z melancholii go wytrącił. Ostrowski chciał przydatnym być i bardzo w sytuacji zaistniałej pomógł, za co Antoni mu wdzięcznym był serdecznie. Teraz jednak ukuło Antoniego, że w takiej chwili rozmową chce go zabawić.

– U nas w Trzemanowie, niejednego już z takiej opresji Bóg uratował. Jako, że pan Tadeusz młody i zdrowy, i w boju zaprawiony, to i jemu fortuna życia nie poskąpi.

Antoni kiwnął głową na znak, że i on mocno w to wierzy. Jednak Zygmunt koniecznie chciał konwersację poprowadzić i ni stąd ni z owąd o panienkę Annę zapytał.

Tego było już dla Daniłowicza za dużo. Wstał uciął gburnie rozmowę i wyszedł z chałupy powietrza zażyć. Zygmunt za nim popędził stwierdziwszy, że i jemu spacer dobrze zrobi.

– Pan Antoni z Sierakowskimi mocno zaprzyjaźniony to po starej sąsiedzkiej znajomości pomóc mi może?

– Ja? A w czem mój drogi panie ci usłużyć mogę? Proś waść o co zechcesz.

– Niech mi pan Antoni powie, czy to prawda ażeby panienka Sierakówna już ponoć całkiem zdrowa?

– Zdrowa.

– Niech mi pan Antoni powie, czy w konkury już u niej byli z Latowic?

Antoni stanął za płot się chwycił i groźnie spojrzał na Zygmunta.

– Nic mi o tym nie wiadomo. W duchu zaś przeklinał, że może byli, ale on to jakoś pominął albo co!

– Och to szczęście wielkie i może do mnie się uśmiechnie, gdyż ojce moje uparli się na pannę z Sierakowa. A mi tam, Bóg wybaczy, ale wszystko jedno aby panna była z domu dobrego, z posagiem i mile ustosunkowana do mnie. A że Bóg mi pobłogosławił, i znakiem rodowym i majątkiem, to każda mądra panna urodę doceni. Rozweselony Zygmunt stwierdził w końcu:

– zatem będę się oświadczał panie Antoni! Toć jeszcze pewnie przed zapustami na wesele sproszę!

– A idź pan się oświadczaj!

Rzucił ze złością Antoni i wrócił do chałupy.

 

Odcinek 28

Państwo Potoccy jak tylko dowiedzieli się o nieszczęściu jakie wydarzyło się na polowaniu natychmiast chcieli pędzić do Słomianek. Jednak ojciec Michał przez Zygmunta uprosił aby zostali w mieście i wieści czekali, bo chałupa bartkowa tylu gości nie pomieści. Zostali więc w swoim domu przy rynku. W następne dni po wypadku na msze dawali o uratowanie życia syna. Kościół świętej Katarzyny w Siarkowie rozświetlony trzema tuzinami świec woskowych zdawałby się najcieplejszym miejscem na ziemi. Jednak w grudniu i w świątyni mróz strzelał, że nawet ojcu Michałowi trudno było msze odprawiać.

Na dwa dni przed wilią i Aurelia na msze świętą w intencji brata przyjechała do Siarkowa. Nie poszła później z rodzicami na obiad, ale długo jeszcze w kościele została. Ojciec Michał spowiedzi dziewczęcia wysłuchawszy, pobłogosławił ją z serca. Aurelia skupiona i poważna uklękła w prezbiterium i położyła dłoń na Biblii, którą wzruszony Marcin z zakrystii przyniósł i podał księdzu. Panienka Potocka bowiem postanowiła uroczyste śluby złożyć w intencji brata swego. Na rany Chrystusowe przysięgła i na świętą Ewangelię, że życie swe Bogu ofiaruje w zamian za życie brata. A jeśli Tadeusz z woli boskiej miałby dokonać żywota, również Aurelia Bogu poświęcić się chce. I Bóg tylko wie, cóż z tym dziewczęciem się stało. Czy naprawdę tak wielkie wrażenie ów wypadek na niej wywarł. Czy tak nagle ogromną miłością do Boga zapałała? Tak, czy inaczej śluby uczyniwszy, pokój w sercu uczuła i do Sierakowa postanowiła jechać, dopilnować aby spakowano jej toalety, podziękować, pożegnać i do Słomianek jechać, Tadeusza doglądać. Obawiała się tylko i żałowała rodziców, że takie postanowienie może im dodatkowy ból zadać. Atoli wierzyła, że zrozumieją, a przynajmniej gwałtem nie zabronią.

W Sierakowie mimo niepowetowanego żalu z powodu wypadku i tak przygotowania do świąt zaczęto. Czy z Tadeuszem, czy bez, święta i tak się odbędą. Trudno było państwu Sierakowskim kołaczy i dziczyzny doglądać. Jednak gorączka minęła i choć Tadeusz nadal za słaby był aby go ze Słomianek zabrać to Doktor nadzieję dawał. Antoni ku swej rozpaczy musiał druha zostawić i do dworu wrócić na wezwanie ojca. Okazało się, że Daniłowicz pilnie musi do Nagoszewki jechać. Ponieważ banda jakaś dobrać się do spichlerzy chciała. Należało wtedy jechać, posprawdzać, przypilnować. Pan Ignacy zdecydował, że otóż nastał widocznie ten czas aby syn ojcowiznę wziął w zarządzanie. Zanim Antoni do Nagoszewki zaczął się pakować, wycałował ojca i matkę, ukłonił się nisko państwu Sierakowskim. Żałował bardzo, ze Annie rączki nie mógł uścisnąć. Panienka bowiem ponoć słabowała i z pokoju nie wychodziła. Tak przynajmniej Hanusia opowiedziała państwu zgromadzonym w saloniku. Antoni powiedział tylko, że zanim wyjedzie to na spacer się uda i obejdzie raz może ostatni sierakowskie pola. Ubrał kapotę, i osiodłał Sokoła. Wcale po majątku nie chodził. Nie chciał rozklejać się jak baba. Pognał przeto pod kapliczkę aby Pan Jezus Frasobliwy podpowiedział mu jak to teraz będzie.

A pod kapliczką jak anioł, blada w sukni błękitnej i białym kożuszku stała Anna. Nie wydawała się być zaskoczona że i Antoni pod kapliczkę przyjechał. A jemu przez myśl przeszło, że Hanusia nie dopilnowała i Anna za lekko ubrana jest i trzewiki pewno ma całe przemoczone. Jednak tak jej widok serce mu rozpalił, że zaraz zapomniał o wszelkich troskach i uśmiechnął się doń jak konia do łysej brzózki przywiązywał.

– Panience nie zimno?

– Nie, panie Antoni, całkiem już dobrze.

– Bóg mi świadkiem, że gdybym szybszy i zwinniejszy był to Tadeusz by teraz ze śmiercią się nie witał.

– Panie Antoni, toć to nie pana wina. Anna wyjęła pomiętą chusteczkę. Tą samą, którą łzy ocierała kilka tygodni temu.

– Możem i niewinnym. Ale ta niemoc, że nic już zrobić się nie da.

Smutnie głowę spuścił Antoni i wbił wzrok w ziemię.

– Da się. Już Aurelia plan obmyśliła. Bogu swe życie oddała panie Antoni. Za brata. Ona go naprawdę miłuje.

– Czy o takim miłowaniu w książkach panienka czyta, czy takiego właśnie miłowania chce od nas Bóg? Rzucił Antoni, bardziej w pola niźli do Anny.

W kącikach jasnych oczu Anny pojawiły się łzy. Wyraźnie, z wielkim bólem i tęsknotą wbiła wzrok w Antoniego z pytaniem:

– Pan Antoni nikogo nie miłuje?

Spojrzenia ich się spotkały. Ogień i chłód. Żar i zimny wicher na przemian. I serca ich się spotkały. Na dwa dni przed Wilią. Spotkał się w końcu Antoni i Anna.

Antoni chciałby teraz porwać Annę i do Nagoszewki uciec. Chciałby jej świat pod nogi rzucić. Miłował Annę. Nie wiedział nawet jak bardzo, aż dotąd. Ukląkł by przed nią i całował po rękach. Jednak czuł, że nie dla niej on, że nie godzien jest panny z sierakowskiego dworu. Przekonany był, że nigdy mu jej za żonę nie dadzą.

Anna nie mogła wytrzymać ciszy. Choć czuła, że przecież bliższej istoty jej sercu nie ma. Lecz Daniłowicz nic jej nie odpowiadał. Tylko wicher zagwizdał. Gdzieś w oddali psy zawyły żałośnie. Dzień już się chylił. Stało tych dwoje pod kapliczką w ciszy bolesnej. A Pan Jezus Frasobliwy uśmiechał się do nich.

– Panienka mi wybaczy wszystko, ale ja dziś do Nagoszewki wyjeżdżam.

Anna odwróciła głowę. Nieśmiała już na niego spojrzeć. Który to już raz w tym tygodniu zalała się łzami? Ruszyła bez słowa w stronę czworaków. Antoni wiedział, że nie może Annie proponować aby na Sokole wróciła. Wziął konia za uzdę i zaczął iść w stronę dworu. Wracali tak w milczeniu. Anna prawie biegła, po świeżym śniegu przez zagon. Antoni wlókł się za nią kilkanaście kroków skurczony i wyczerpany.

We dworze właśnie nakrywano do kolacji. Aurelia oznajmiwszy państwu swe postanowienia, czekała jeszcze na Annę. Hanusia jak umiała tak kręciła aby spacer dziedziczki nie wyszedł jaw. Udało się na tyle, że Anna suknie przemoczoną od śniegu ledwo zdążyła zmienić. Aurelia od razu zauważyła, że Anna zmieniona jest. Domyślała się, że bynajmniej nie tylko z powodu tragicznego polowania. Kolacje urządzono ciut zacniejszą niż zwykle. Państwo Sierakowscy Aurelię chcieli pożegnać. Zaprosili i Antoniego do jadalnej izby na posiłek. Gdyż na noc nie pozwolono mu jechać. Mimo szczerych chęci pani Katarzyny i zaczynania rozmowy, w ciszy i w ponurym nastroju młodzież siedziała jakby za pokutę. Nie przedłużano specjalnie biesiadowania. Antoni nalegał aby jechać, ale gospodarze nie ugięli się i powiedzieli, że sań nie dadzą. Został więc Antoni na noc ostatnią w Sierakowie.


Maria Domańska

Komentarze (0)

Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentrzy.

Wypowiedz się na temat wpisu